czwartek, 23 stycznia 2014

Wygnanie

Luna zostaje wygnana z watahy.

Powód?
Otóż nasza kochana Luna bez pytania skopiowała tekst nad którym męczyłem się ja, Krezus a przede wszystkim Daiki. Przykro mi ale jest 3 na 1 i niestety nie mogę puścić płazem takiej kradzieży.

PS: Droga Luno! Sama dobrze wiesz o jaki tekst mi chodzi więc łaskawie ZAMKNIJ MORDKĘ I NIE DYSKUTUJ!

Nieśmiertelność!

Castiel i Arashia otrzymują nieśmiertelność za wyjątkową aktywność w pisaniu opowiadań

Koniec zawieszenia

Przepraszam za niezapowiedziane zawieszenie strony. Parę wilków już się dobijało czy można wysyłać opowiadania więc informuję że już można.

piątek, 10 stycznia 2014

Od Arashii: Kolejne fragmenty wspomnień

Castiel wszystko mi wytłumaczył. Nie wiedziałam co powiedzieć...Gdy to usłyszałam znów czułam to uczucie to był...Smutek. Tak teraz pamiętam...To co mnie przepełniało w moich wspomnieniach...Smutek, żal, tęsknota.
-Ja...Rozumiem -w końcu powiedziałam i powstrzymałam się od płaczu.
-Na pewno wszystko dobrze? -zapytał Castiel.
-Tak. Wszystko w porządku...-odpowiedziałam mu. Nagle usłyszałam melodię...Melodię która byłą mi znajoma. Jednak nie wiedziałam skąd.

http://zanicx.wrzuta.pl/audio/afXfQ6YwS2S/pandora_hearts_-_melody_from_music_box

-Słyszysz to? -zapytałam Castiel.
-Ale co?
-Tą melodie!
-Jaką melodie?
-Ja nie wiem...Nie wytrzymam! Muszę dowiedzieć się co to jest! -i zaczęłam biec w kierunku z którego wydobywała się melodia. Castiel pobiegł za mną.
Dotarliśmy na jakieś wzgórze. Melodie było tam słychać głośniej i wyraźniej. Ujrzeliśmy wilczycę, która odwróciła się zaczęła śpiewać z rytmem melodii:

Pamiętaj, że zawsze nie ważne gdzie
Nie pytaj po co istniejesz tylko uśmiechnij się
Ja przy boku twym stać będę
A jeśli nie to zaraz przybędę
Nie liczy się jaka jesteś z wyglądu czy rasy swej
Najważniejsze to co masz w głowie twej
Jeśli jest dobrymi uczuciami wypełniona
To nic, że dusza uwięziona.

Nagle poczułam ból. To były znów moje wspomnienia...Byłam szczeniakiem...Małym i wystraszonym. Wokół mnie były ciała wilków, a ja...Ja byłam cała we krwi. Płakałam...Nade mną stał jakiś wilk...To był...To był Mefistofeles! Jestem pewna...Ale kto zabił te wilki? Czy to...Byłam ja?
-Nie! -krzyknęłam. -Nie chcę pamiętać...Wole zapomnieć...
Po chwili w mojej głowie znów usłyszałam melodię i słowa śpiewane przez wilczycę...Ale to była...Moja pacynka! Czyli to ona... Wszystko by było dobrze gdyby nie to, że znów powróciły też złe wspomnienia. Zaczęłam czuć jeszcze większy ból...Nie wiedziałam co się dzieje nie mogłam przestać o tym myśleć. Dużo krwi...Wilki patrzące na mnie z grozą... Ale nagle zaczęłam słyszeć głos Castiela...
-Arashia to tylko twoje wspomnienia. To już nie powróci. Nie pozwolę na to -usłyszałam. Po chwili znów zobaczyłam normalny świat.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła...-powiedziałam do Castiela.
-O co ci chodzi? -zapytał.
-Chodzi o to, że gdyby nie ty to dawno bym już zwariowała -odpowiedziałam mu.-Tylko tyle chciałaś mi przekazać?-zwróciłam się do wilczycy...A raczej mojej pacynki. Ona pokiwała przecząco głową i zaczęła śpiewać w tym samym rytmie, ale patrząc na Castiela.

Uciekaj, uciekaj jeśli radę dasz
Bo Mefistofeles niezadowoloną ma twarz
Najpierw tobie zechcę zrobić coś
A do niej wróci chaos

Po słowach piosenki zniknęła.
-Castiel...Słyszałeś po prostu powinieneś mnie zabić...-powiedziałam.
-Ale ty nic nie zrobiłaś...-zaczął.
-Nie prawda! -przerwałam mu -Ja to widziałam! Już jako szczeniak...Ja skrzywdziłam wiele wilków...Nie potrafię żyć z tą świadomością...- powiedziałam, a gdy trochę się uspokoiłam znów zaczęłam -Tak właściwie co sądzisz o ostatnich śpiewanych przez nią słowach?

Castiel?

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Od Castiela: Los pacynki

Ledwo pacynka się mi przyjrzała a już próbowała mnie zabić.
Przeniosła mnie za pomocą teleportacji na jakieś odludzie. Teraz zaczęła próby mordu. Latała za mną chcąc mnie udusić swoimi szmacianymi łapkami. Nie żebym się jej obawiał ale nigdy nie spotkałem "pacynkowych niewolników" i nie wiem do czego są zdolne.
-Ty morderco! Sługusie! Diabelski pomiocie!- darła się pacynka latając za mną. Co chwila odskakiwałem w bok by nie dać jej się dotknąć.
-Czekaj!- krzyknąłem próbując ją uspokoić- Nie zamierzam krzywdzić Arashii!
Pacynka zwolniła ale nadal przyglądała mi się nieufnie.
-Tacy jak ty to przekleństwo wszystkich! Demonów, wilków i moich pobratymców!- znowu zaczęła się drzeć.
-Myśl sobie co chcesz!- powoli traciłem panowanie nad sobą- Nie znasz mnie! Nie jestem taki jak moi poprzednicy!
-Phi!- pacynka prychnęła pogardliwie- Wszyscy tak mówili! I co?! Wszyscy ginęli! Wiem kim jesteś i wiem kim się staniesz!
Tym razem ta szmacianka przegięła. Jednego nienawidzę najbardziej: jak ktokolwiek ocenia mnie po okładce. Skoczyłem na pacynkę i rozszarpałem ją zębami. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co najlepszego zrobiłem. Puściłem strzępy pacynki i cofnąłem się. Z bijącym sercem przyglądałem się następnym wydarzeniom. Zerwał się wiatr. Ze strzępów uleciało coś jak niebieski dymek i zaczęło się formować w... kształt wilka. Kształt wilczycy. Wilczyca spojrzała na mnie smutno i odleciała.
Uświadomiłem sobie jedno. Właśnie nieświadomie uwolniłem czyjąś duszę. Jakiaś służąca Mefistofelesa odzyskała wolność i normalność. Z jednej strony to dobrze ale...jak wytłumaczę Arashii że jej pacynka...nie istnieje?
Doleciałem do legowisk i pobiegłem od razu do jaskini Arashii. Wilczyca nadal tam była.
-Castiel!- ucieszyła się na mój widok- Gdzie wy byliście...Zaraz, gdzie jest moja pacynka?
-To...długa historia...

Arashia?

Od Shanai'a: Psychopata w wilczej skórze, część II: Morderstwo

-Odejdę i bez walki- znów ten spokojny ton w moim głosie. Mój wzrok zdradzał iż wszystko to jest mi teraz obojętne.- Ale powiedz mi tylko, dlaczego tak chcesz, abym odszedł stąd na zawsze? -ona sama dostrzegła, że jej nienawiść do mnie jest dla mnie niczym i to samo tyczy się odejścia oraz groźby śmierci.
- To chcesz wiedzieć? - Temari uśmiechnęła się jadowicie i usiadła.- A więc możesz posłuchać krótkiej historyjki, zanim dojdzie do walki.
- Ha, ha- powiedziałem ponuro z leniwym wzrokiem. Nadal stałem, tak samo i nie ruszyłem nawet łapą.- "Streszczaj się"-zacząłem ją przedrzeźniać. Celowo dla efektu powiedziałem te słowa damskim głosem, co nieco podniosło ciśnienie Temari.
-Niech będzie- parsknęła i zmrużyła oczy. Słabo ukrywa emocje. - Bez żadnych wyjaśnień, szczegółów i innego zbędnego gadania.
- Zaczniesz wreszcie? - zrobiłem znudzoną minę, by jej pokazać iż nie chce mi się tu długo stać.- Nudzi mi się. Skoro mam odejść, to mi się śpieszy.
- Sabaku i Jiraya, Pustynny Wodospad- jej twarz przybrała intensywnie wredny wyraz. Dojrzała jak zaczynam się wściekać. Nie potrafiłem ukryć wtedy gniewu jaki opętał mnie na wspomnienie tych słów.- Wszystko o tobie wiem, od Jirayi. Czyli mojego byłego, martwego partnera.
-Stul pysk. - wywarczałem przez zaciśnięte zęby. Z mojego gardła dobył się głuchy warkot. Odwróciłem się, aby już stąd odejść. Jeszcze jedno jej słowo i zamknę jej pysk siłą. Spojrzałem jeszcze raz w dół. Drzewa i nic więcej. Słońce już dawno wzeszło, ale tak czas leci. Szykuję się do skoku ze skały, lecz powstrzymuję się gdy słyszę jak Temari biegnie do mnie z wyszczerzonymi zębami, by rozedrzeć mi gardło. Odwracam głowę w bok i patrzę na nią z lewej. Teraz powinienem potraktować tę walkę na poważnie. Temari jest już prawie za mną. Nie używam chwilowo kontrataku. Już wyskoczyła by przygnieść mnie do ziemi, kiedy ja szybko robię unik turlając się w przeciwnym kierunku. Przetoczyłem się pod nią i szybko stanąłem na nogi. Beta opadła na łapy, spod których uwolniła się chmura pyłów. Jej obnażone kły połyskiwały w blasku słońca. Ona - wściekła, opętana złością, agresywna. Ja - duchowo rozwścieczony, z wyglądy spokojny, tylko teraz ofiara. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Moje już zaszły krwią Jirayi. Krwistoczerwone ślepia nieco przeraziły rudą wilczycę. Początek przemiany. Będzie następował zgodnie z emocjami. Sama wściekłość powoduje tylko czerwone oczy. Widzę teraz na czerwono i wyczuję dokładnie jej zmęczenie. Bardzo dobrze. Wadera zrobiła tak zdziwioną minę, jakby lekko przerażoną, ale i zawstydzoną. Stanęła jak wryta.
-K-Kankurou? - wyjąkała patrząc się prosto za mnie. Kankurou to Alfa tej watahy. On mnie znalazł miesiąc temu prawie umierającego i pozwolił tu zostać. -Bracie, co ty tu robisz? -była widocznie przestraszona. Odwróciłem się całkowicie i nikogo tam nie było. Miałem się zaraz odwrócić, by w dalszym ciągu skupić się walką. Kankurou tam nie było. Po chwili coś mocno we mnie uderzyło. Prosto w kark i przybiło do ziemi. Uderzyłem głową o ziemię. Pod moim okiem pojawiło się duże rozcięcie, z którego zaczęła cieknąć krew. To Temari, a to był jej prosty podstęp. Przybiła mój pysk do ziemi i chwilę obserwowała jak tracę krew. Warknąłem cicho. Ona już cieszyła się triumfem.
- Mam ochotę Cię zabić...- tu na chwilę przerwała. Ten żądny krwi ton mówił mi, że nie jestem przegrany. Zresztą mam prostą okazję, by ją powalić.- ...ale co potem z ciałem?
Z dołu spojrzałem na nią, skąd jej łapa zdawała się mierzyć metry. Znów obnażyła zęby, by poderżnąć mi gardło. Działałem szybko. Z całej siły tylnymi łapami kopnąłem ją w żołądek. Wypluła niewielką ilość żółci z odrobiną krwi tuż obok mojej głowy. Cofnęła się lekko pod wpływem uderzenia. Podniosłem się szybko zrzucając jej łapę na pyska. Zaczęła lekko dyszeć, po czym przypuściła kolejne próby ataku. Spróbowała rozdrapać mi brzuch, zrobiłem unik przeskakując nad Temari. Kolejna próba przytwierdzenia mnie do ziemi, także zakończyła się fiaskiem. Każda inna tak samo. Minęło pół godziny walki. Ciągle widzę na czerwono. W moich oczach Beta promienieje na jaskrawy błękit. Oznacza to, że jest prawie wykończona ciągłymi próbami ataków, które się jej nie powiodły. Temari była cała zdyszana i zmęczona. Dla mnie to była tylko zabawa. Gra w dwa ognie. Nie wiele się namęczyłem i jest praktycznie na siłach posiadając tylko jedno obrażenie. Wadera już ledwo stoi. Widzę strach w oczach jej szczeniąt. Spojrzałem teraz poważnie, wzrokiem zabójcy w jej przemęczone oczy. Była zadziwiona tym, że ciągle nie atakuję. Odległość między nami teraz wynosi jakieś osiem metrów. Ona teraz stoi na krawędzi ja w miejscu jej pobytu, kiedy tu przyszła. Wyszczerzyłem po chwili zęby w psychopatycznym uśmiechu. Wcześniej zastosowałem technikę zamęczenia drapieżcy i następnie przypuszczenia ataku.
- Od tej chwili... - wysyczałem jak typowy psychopata. Mój uśmiech był przerażająco długi, ułożony z rzędów kłów ściekających krwią. Raz udało jej się kopnąć mnie w pysk, co spowodowało krwawienie.- Ofiara staje się drapieżnikiem- w moich myślach pobrzmiewał głuchy dziecięcy śpiew. Słodka pioseneczka śpiewana przez dwumiesięczne szczenięta.- Do zobaczenia w zaświatach...- wyśpiewałem to w słyszanej przeze mnie melodii. Z jej lewego oka pociekła mała łza. Jej oczy rozwarte w strachu. nie była już w stanie przeżyć. Nadal z tym uśmiechem pobiegłem w jej kierunku. Stała i chciała uciekać, ale miała złamaną łapę, od uderzenia w kamień. To miało miejsce w czasie ataków i uników. Rzuciła się do biegu i przewróciła się natychmiastowo krzycząc z bólu po złamaniu. Znalazłem się zaraz tuż obok niej. Leżała na ziemi zalana łzami. Była słaba. Ja byłem nienormalny.
-P-proszę...- wyjąkała z przerażeniem patrząc na swoje młode. Wiedziałem, o co jej chodzi. Prosi mnie bym nie robił krzywdy jej szczeniętom. Spojrzałem na nie.
-Bój się o siebie. Tym małym nic nie zrobię. Nie mam potrzeby zabijana młodych- wysyczałem, ale mówiłem prawdę i ona o tym wiedziała.
Nacisnąłem prawą łapą złamaną kość, by zadać jej ból. Krzyknęła na tyle głośno, by zdążyli się tu pojawić.
- Dobranoc królewno- przegryzłem jej gardło. Śmierć pełna krwi była natychmiastowa.
-Z-zabiłeś ją...- wyszeptał Kankurou za mną. Stał tam oraz cała reszta watahy. Dwadzieścia siedem wilków kontra ja jeden.- Ty MORDERCO!!!- rzucił się na mnie błyskawicznie. nie zdążyłem odeprzeć ataku. Stanął mi łapą na gardle przytrzymując do ziemi. Zacząłem się dusić.- ZAMORDOWAŁEŚ moją siostrę!- wrzasnął. Kapnęła na mnie jego łza. Był zbytnio załamany by mnie zabić. Nie był mordercą.- Wynoś się stąd i nie wracaj! Jeżeli choć jeszcze raz zobaczę cię nawet na drugim końcu świata to obiecuję, że zginiesz w męczarniach!!!- głęboko przejechał mi pazurami po poprzedniej ranie powiększając ją i pogłębiając. Było to bardzo bolesne. Zaraz mnie wypuścił i poszedł opłakiwać Temari. Moje aktualne emocje nie miały teraz najmniejszego znaczenia. Dwie wilczyce zabrały szczenięta. Podniosłem się chwiejnie z ziemi. Zbyt brakowało mi oddechu. Spojrzałem na wilki z tyłu. Większość basiorów przystąpiło kilka kroków w przód warcząc na mnie. Odwróciłem się i zeskoczyłem w w dół, pod półkę. Nie było to bardzo wysoko. Dwa metry. Uciekłem wtedy najdalej stąd. Gdy uciekałem słyszałem jeszcze wycie watahy. Upamiętniali jeszcze śmierć Bety Temari. Wygłaszali przemowy i pochowali jej ciało. Beta Temari, przedwcześnie zabita przez zdrajcę. Jestem jak Jiraya.

piątek, 3 stycznia 2014

Od Arashii: Jestem pewna

Byłam zszokowana...Nie wiedziałam co powiedzieć! Wolał mnie niż innych po mimo tego kim jestem ja i kim jest on.
-Teraz jestem pewna...-powiedziałam do siebie. Byłam w pełni pewna moich uczuć...Ja...Ja się w nim zakochałam! Tylko co teraz robić? Chcę mu powiedzieć, ale mimo tego nie mogę! Zresztą o czym ja w ogóle myślę? To śmieszne. Nie powinien ani trochę się ze mną przyjaźnić, a co dopiero mnie kochać...
-Czego jesteś pewna? -zapytał nagle.
-Ja...Jestem pewna, że mogę ci ufać -powiedziałam z uśmiechem.
Właściwie była to prawda.
-I...Chciałam ci też podziękować.
-Za co?
-Za to, że pomimo naszego losu możemy się przyjaźnić...A przynajmniej się staramy -powiedziałam. On odpowiedział uśmiechem. Nastała niezręczna cisza. Po chwili jednak przestałam słyszeć krople.
-Czas chyba wracać zanim znów zacznie padać -stwierdził Castiel.
-Aha Castiel! Pójdziesz ze mną do mojej jaskini? Chcę ci coś pokazać. To coś jest związane z Otchłanią.
-No dobrze -odpowiedział po czym ruszyliśmy. Byliśmy przy jaskini moja pacynka była obudzona i mnie szukała. Oczywiście gdy mnie zobaczyła zaczęła na mnie wrzeszczeć.
-Dobra kiedy indziej się pokłócimy...Możesz się mu pokazać? -zapytałam. Wilk dziwnie na mnie popatrzył. Pacynka podleciała do niego i ujawniła się. Castiel odskoczył do tyłu.
-Wiesz czemu ona jest ze mną? Bo zgaduje, że ona sama wie jednak mi nie powie...
Gdy Castiel chciał tylko coś powiedzieć zniknął z moją pacynką!
-To ona umie coś takiego robić? -zapytałam samą siebie.

Castiel gdzie jesteście?

czwartek, 2 stycznia 2014

Od Castiela: Jedno za tysiąc

Arashia popatrzyła na mnie zmartwiona.
-Eee...to źle?- spytała.
Uśmiechnąłem się.
-Nie- uspokoiłem ją- Otchłań dopasowuje się do psychiki jej mieszkańca. Jednym może pojawić się las pełen zwierzyny, innym przytulna chatka w cieniu drzew. Właśnie takie drobiazgi są podpowiedzią o poprzednim życiu.
-I co mówi ten pałac o moim?- zapytała wilczyca.
-Prawdopodobnie byłaś kimś ważnym.
-Czyli?
-Nie wiem. Może córką jakiejś pary Alfa?
Arashię bardzo zaciekawiła moja odpowiedź. Już miała mi zadać kolejne pytanie gdy nagle na mój nos spadła pierwsza kropla deszczu.
-Może lepiej gdzieś się schowajmy...-zaproponowałem.
-Czemu? Boisz się deszczyku?- zapytała żartobliwie Arashia.
-Nie...ale po spotkaniu z demonem z sadzawki mam dość wody na dziś.

Znaleźliśmy małą odkrytą grotę. Pozorny "deszczyk" okazał się prawdziwą ulewą. Zbliżał się zmrok a wciąż lało i lało. Zapaliłem ognisko.
-Castiel?- Arashia przerwała nieznośną ciszę.
-Słucham?
-Bo...w Otchłani jeszcze miałam towarzystwo...- zaczęła niepewnie wilczyca.
-Jakie?- zaciekawiłem się. Nigdy nie słyszałem żeby w Otchłani przebywało kilka dusz. Chyba że...
-Były tam ze mną takie...pacynki.
-Pacynki?- upewniłem się.
-Tak- Arashia pokiwała głową- Z takimi dużymi smutnymi oczami. Kim one w ogóle są?
-To tak jakby niewolnicy- wyjaśniłem- Pojmani przez Mefistofelesa są zmuszeni pilnować Otchłani i jej więźnia. Nie obowiązuje je żaden cyrograf. Ze służby może ich zwolnić tylko ich pan.
Arashia ucichła na chwilę.
-Co to jest cyrograf?
Uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiam jej niekończące się pytania.
-Cyrograf to kontrakt zawarty z diabłem. Obowiązuje dopóki nie wypełnisz danego przez Mefistofelesa zadania. Ja na przykład muszę pozbyć się wszystkich demonów.
-I co za to dostaniesz?
-Swoją duszę i wolność.
Arashia zmartwiła się nieco.
-O co chodzi?- spytałem.
-Bo...jeśli mnie nie zabijesz to...to zawsze będziesz przeklęty- wilczyca spuściła łeb i pociągnęła nosem.
Nastała niezręczna cisza. Przerywało ją tylko bezustanne bębnienie deszczu.
-Czasami- zacząłem- warto odpuścić sobie przyjemności związane z normalnością...To nie zawsze przynosi korzyści.
Arashia podniosła wzrok. Postanowiłem kontynuować:
-Jesteś jedyną osobą która akceptuje mnie wbrew mojemu przekleństwu...oraz faktu że normalnie poluję na takich jak ty. Reszta zaakceptowała by mnie dopiero po odzyskaniu "normalności". Wolę jedną przyjaźń od akceptacji tysiąca nieznajomych.
Znowu nastała cisza...przerywana nieustannym pluskiem kropel deszczu.

Teraz mi wierzysz Arashio? :)