czwartek, 23 stycznia 2014

Wygnanie

Luna zostaje wygnana z watahy.

Powód?
Otóż nasza kochana Luna bez pytania skopiowała tekst nad którym męczyłem się ja, Krezus a przede wszystkim Daiki. Przykro mi ale jest 3 na 1 i niestety nie mogę puścić płazem takiej kradzieży.

PS: Droga Luno! Sama dobrze wiesz o jaki tekst mi chodzi więc łaskawie ZAMKNIJ MORDKĘ I NIE DYSKUTUJ!

Nieśmiertelność!

Castiel i Arashia otrzymują nieśmiertelność za wyjątkową aktywność w pisaniu opowiadań

Koniec zawieszenia

Przepraszam za niezapowiedziane zawieszenie strony. Parę wilków już się dobijało czy można wysyłać opowiadania więc informuję że już można.

piątek, 10 stycznia 2014

Od Arashii: Kolejne fragmenty wspomnień

Castiel wszystko mi wytłumaczył. Nie wiedziałam co powiedzieć...Gdy to usłyszałam znów czułam to uczucie to był...Smutek. Tak teraz pamiętam...To co mnie przepełniało w moich wspomnieniach...Smutek, żal, tęsknota.
-Ja...Rozumiem -w końcu powiedziałam i powstrzymałam się od płaczu.
-Na pewno wszystko dobrze? -zapytał Castiel.
-Tak. Wszystko w porządku...-odpowiedziałam mu. Nagle usłyszałam melodię...Melodię która byłą mi znajoma. Jednak nie wiedziałam skąd.

http://zanicx.wrzuta.pl/audio/afXfQ6YwS2S/pandora_hearts_-_melody_from_music_box

-Słyszysz to? -zapytałam Castiel.
-Ale co?
-Tą melodie!
-Jaką melodie?
-Ja nie wiem...Nie wytrzymam! Muszę dowiedzieć się co to jest! -i zaczęłam biec w kierunku z którego wydobywała się melodia. Castiel pobiegł za mną.
Dotarliśmy na jakieś wzgórze. Melodie było tam słychać głośniej i wyraźniej. Ujrzeliśmy wilczycę, która odwróciła się zaczęła śpiewać z rytmem melodii:

Pamiętaj, że zawsze nie ważne gdzie
Nie pytaj po co istniejesz tylko uśmiechnij się
Ja przy boku twym stać będę
A jeśli nie to zaraz przybędę
Nie liczy się jaka jesteś z wyglądu czy rasy swej
Najważniejsze to co masz w głowie twej
Jeśli jest dobrymi uczuciami wypełniona
To nic, że dusza uwięziona.

Nagle poczułam ból. To były znów moje wspomnienia...Byłam szczeniakiem...Małym i wystraszonym. Wokół mnie były ciała wilków, a ja...Ja byłam cała we krwi. Płakałam...Nade mną stał jakiś wilk...To był...To był Mefistofeles! Jestem pewna...Ale kto zabił te wilki? Czy to...Byłam ja?
-Nie! -krzyknęłam. -Nie chcę pamiętać...Wole zapomnieć...
Po chwili w mojej głowie znów usłyszałam melodię i słowa śpiewane przez wilczycę...Ale to była...Moja pacynka! Czyli to ona... Wszystko by było dobrze gdyby nie to, że znów powróciły też złe wspomnienia. Zaczęłam czuć jeszcze większy ból...Nie wiedziałam co się dzieje nie mogłam przestać o tym myśleć. Dużo krwi...Wilki patrzące na mnie z grozą... Ale nagle zaczęłam słyszeć głos Castiela...
-Arashia to tylko twoje wspomnienia. To już nie powróci. Nie pozwolę na to -usłyszałam. Po chwili znów zobaczyłam normalny świat.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła...-powiedziałam do Castiela.
-O co ci chodzi? -zapytał.
-Chodzi o to, że gdyby nie ty to dawno bym już zwariowała -odpowiedziałam mu.-Tylko tyle chciałaś mi przekazać?-zwróciłam się do wilczycy...A raczej mojej pacynki. Ona pokiwała przecząco głową i zaczęła śpiewać w tym samym rytmie, ale patrząc na Castiela.

Uciekaj, uciekaj jeśli radę dasz
Bo Mefistofeles niezadowoloną ma twarz
Najpierw tobie zechcę zrobić coś
A do niej wróci chaos

Po słowach piosenki zniknęła.
-Castiel...Słyszałeś po prostu powinieneś mnie zabić...-powiedziałam.
-Ale ty nic nie zrobiłaś...-zaczął.
-Nie prawda! -przerwałam mu -Ja to widziałam! Już jako szczeniak...Ja skrzywdziłam wiele wilków...Nie potrafię żyć z tą świadomością...- powiedziałam, a gdy trochę się uspokoiłam znów zaczęłam -Tak właściwie co sądzisz o ostatnich śpiewanych przez nią słowach?

Castiel?

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Od Castiela: Los pacynki

Ledwo pacynka się mi przyjrzała a już próbowała mnie zabić.
Przeniosła mnie za pomocą teleportacji na jakieś odludzie. Teraz zaczęła próby mordu. Latała za mną chcąc mnie udusić swoimi szmacianymi łapkami. Nie żebym się jej obawiał ale nigdy nie spotkałem "pacynkowych niewolników" i nie wiem do czego są zdolne.
-Ty morderco! Sługusie! Diabelski pomiocie!- darła się pacynka latając za mną. Co chwila odskakiwałem w bok by nie dać jej się dotknąć.
-Czekaj!- krzyknąłem próbując ją uspokoić- Nie zamierzam krzywdzić Arashii!
Pacynka zwolniła ale nadal przyglądała mi się nieufnie.
-Tacy jak ty to przekleństwo wszystkich! Demonów, wilków i moich pobratymców!- znowu zaczęła się drzeć.
-Myśl sobie co chcesz!- powoli traciłem panowanie nad sobą- Nie znasz mnie! Nie jestem taki jak moi poprzednicy!
-Phi!- pacynka prychnęła pogardliwie- Wszyscy tak mówili! I co?! Wszyscy ginęli! Wiem kim jesteś i wiem kim się staniesz!
Tym razem ta szmacianka przegięła. Jednego nienawidzę najbardziej: jak ktokolwiek ocenia mnie po okładce. Skoczyłem na pacynkę i rozszarpałem ją zębami. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co najlepszego zrobiłem. Puściłem strzępy pacynki i cofnąłem się. Z bijącym sercem przyglądałem się następnym wydarzeniom. Zerwał się wiatr. Ze strzępów uleciało coś jak niebieski dymek i zaczęło się formować w... kształt wilka. Kształt wilczycy. Wilczyca spojrzała na mnie smutno i odleciała.
Uświadomiłem sobie jedno. Właśnie nieświadomie uwolniłem czyjąś duszę. Jakiaś służąca Mefistofelesa odzyskała wolność i normalność. Z jednej strony to dobrze ale...jak wytłumaczę Arashii że jej pacynka...nie istnieje?
Doleciałem do legowisk i pobiegłem od razu do jaskini Arashii. Wilczyca nadal tam była.
-Castiel!- ucieszyła się na mój widok- Gdzie wy byliście...Zaraz, gdzie jest moja pacynka?
-To...długa historia...

Arashia?

Od Shanai'a: Psychopata w wilczej skórze, część II: Morderstwo

-Odejdę i bez walki- znów ten spokojny ton w moim głosie. Mój wzrok zdradzał iż wszystko to jest mi teraz obojętne.- Ale powiedz mi tylko, dlaczego tak chcesz, abym odszedł stąd na zawsze? -ona sama dostrzegła, że jej nienawiść do mnie jest dla mnie niczym i to samo tyczy się odejścia oraz groźby śmierci.
- To chcesz wiedzieć? - Temari uśmiechnęła się jadowicie i usiadła.- A więc możesz posłuchać krótkiej historyjki, zanim dojdzie do walki.
- Ha, ha- powiedziałem ponuro z leniwym wzrokiem. Nadal stałem, tak samo i nie ruszyłem nawet łapą.- "Streszczaj się"-zacząłem ją przedrzeźniać. Celowo dla efektu powiedziałem te słowa damskim głosem, co nieco podniosło ciśnienie Temari.
-Niech będzie- parsknęła i zmrużyła oczy. Słabo ukrywa emocje. - Bez żadnych wyjaśnień, szczegółów i innego zbędnego gadania.
- Zaczniesz wreszcie? - zrobiłem znudzoną minę, by jej pokazać iż nie chce mi się tu długo stać.- Nudzi mi się. Skoro mam odejść, to mi się śpieszy.
- Sabaku i Jiraya, Pustynny Wodospad- jej twarz przybrała intensywnie wredny wyraz. Dojrzała jak zaczynam się wściekać. Nie potrafiłem ukryć wtedy gniewu jaki opętał mnie na wspomnienie tych słów.- Wszystko o tobie wiem, od Jirayi. Czyli mojego byłego, martwego partnera.
-Stul pysk. - wywarczałem przez zaciśnięte zęby. Z mojego gardła dobył się głuchy warkot. Odwróciłem się, aby już stąd odejść. Jeszcze jedno jej słowo i zamknę jej pysk siłą. Spojrzałem jeszcze raz w dół. Drzewa i nic więcej. Słońce już dawno wzeszło, ale tak czas leci. Szykuję się do skoku ze skały, lecz powstrzymuję się gdy słyszę jak Temari biegnie do mnie z wyszczerzonymi zębami, by rozedrzeć mi gardło. Odwracam głowę w bok i patrzę na nią z lewej. Teraz powinienem potraktować tę walkę na poważnie. Temari jest już prawie za mną. Nie używam chwilowo kontrataku. Już wyskoczyła by przygnieść mnie do ziemi, kiedy ja szybko robię unik turlając się w przeciwnym kierunku. Przetoczyłem się pod nią i szybko stanąłem na nogi. Beta opadła na łapy, spod których uwolniła się chmura pyłów. Jej obnażone kły połyskiwały w blasku słońca. Ona - wściekła, opętana złością, agresywna. Ja - duchowo rozwścieczony, z wyglądy spokojny, tylko teraz ofiara. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Moje już zaszły krwią Jirayi. Krwistoczerwone ślepia nieco przeraziły rudą wilczycę. Początek przemiany. Będzie następował zgodnie z emocjami. Sama wściekłość powoduje tylko czerwone oczy. Widzę teraz na czerwono i wyczuję dokładnie jej zmęczenie. Bardzo dobrze. Wadera zrobiła tak zdziwioną minę, jakby lekko przerażoną, ale i zawstydzoną. Stanęła jak wryta.
-K-Kankurou? - wyjąkała patrząc się prosto za mnie. Kankurou to Alfa tej watahy. On mnie znalazł miesiąc temu prawie umierającego i pozwolił tu zostać. -Bracie, co ty tu robisz? -była widocznie przestraszona. Odwróciłem się całkowicie i nikogo tam nie było. Miałem się zaraz odwrócić, by w dalszym ciągu skupić się walką. Kankurou tam nie było. Po chwili coś mocno we mnie uderzyło. Prosto w kark i przybiło do ziemi. Uderzyłem głową o ziemię. Pod moim okiem pojawiło się duże rozcięcie, z którego zaczęła cieknąć krew. To Temari, a to był jej prosty podstęp. Przybiła mój pysk do ziemi i chwilę obserwowała jak tracę krew. Warknąłem cicho. Ona już cieszyła się triumfem.
- Mam ochotę Cię zabić...- tu na chwilę przerwała. Ten żądny krwi ton mówił mi, że nie jestem przegrany. Zresztą mam prostą okazję, by ją powalić.- ...ale co potem z ciałem?
Z dołu spojrzałem na nią, skąd jej łapa zdawała się mierzyć metry. Znów obnażyła zęby, by poderżnąć mi gardło. Działałem szybko. Z całej siły tylnymi łapami kopnąłem ją w żołądek. Wypluła niewielką ilość żółci z odrobiną krwi tuż obok mojej głowy. Cofnęła się lekko pod wpływem uderzenia. Podniosłem się szybko zrzucając jej łapę na pyska. Zaczęła lekko dyszeć, po czym przypuściła kolejne próby ataku. Spróbowała rozdrapać mi brzuch, zrobiłem unik przeskakując nad Temari. Kolejna próba przytwierdzenia mnie do ziemi, także zakończyła się fiaskiem. Każda inna tak samo. Minęło pół godziny walki. Ciągle widzę na czerwono. W moich oczach Beta promienieje na jaskrawy błękit. Oznacza to, że jest prawie wykończona ciągłymi próbami ataków, które się jej nie powiodły. Temari była cała zdyszana i zmęczona. Dla mnie to była tylko zabawa. Gra w dwa ognie. Nie wiele się namęczyłem i jest praktycznie na siłach posiadając tylko jedno obrażenie. Wadera już ledwo stoi. Widzę strach w oczach jej szczeniąt. Spojrzałem teraz poważnie, wzrokiem zabójcy w jej przemęczone oczy. Była zadziwiona tym, że ciągle nie atakuję. Odległość między nami teraz wynosi jakieś osiem metrów. Ona teraz stoi na krawędzi ja w miejscu jej pobytu, kiedy tu przyszła. Wyszczerzyłem po chwili zęby w psychopatycznym uśmiechu. Wcześniej zastosowałem technikę zamęczenia drapieżcy i następnie przypuszczenia ataku.
- Od tej chwili... - wysyczałem jak typowy psychopata. Mój uśmiech był przerażająco długi, ułożony z rzędów kłów ściekających krwią. Raz udało jej się kopnąć mnie w pysk, co spowodowało krwawienie.- Ofiara staje się drapieżnikiem- w moich myślach pobrzmiewał głuchy dziecięcy śpiew. Słodka pioseneczka śpiewana przez dwumiesięczne szczenięta.- Do zobaczenia w zaświatach...- wyśpiewałem to w słyszanej przeze mnie melodii. Z jej lewego oka pociekła mała łza. Jej oczy rozwarte w strachu. nie była już w stanie przeżyć. Nadal z tym uśmiechem pobiegłem w jej kierunku. Stała i chciała uciekać, ale miała złamaną łapę, od uderzenia w kamień. To miało miejsce w czasie ataków i uników. Rzuciła się do biegu i przewróciła się natychmiastowo krzycząc z bólu po złamaniu. Znalazłem się zaraz tuż obok niej. Leżała na ziemi zalana łzami. Była słaba. Ja byłem nienormalny.
-P-proszę...- wyjąkała z przerażeniem patrząc na swoje młode. Wiedziałem, o co jej chodzi. Prosi mnie bym nie robił krzywdy jej szczeniętom. Spojrzałem na nie.
-Bój się o siebie. Tym małym nic nie zrobię. Nie mam potrzeby zabijana młodych- wysyczałem, ale mówiłem prawdę i ona o tym wiedziała.
Nacisnąłem prawą łapą złamaną kość, by zadać jej ból. Krzyknęła na tyle głośno, by zdążyli się tu pojawić.
- Dobranoc królewno- przegryzłem jej gardło. Śmierć pełna krwi była natychmiastowa.
-Z-zabiłeś ją...- wyszeptał Kankurou za mną. Stał tam oraz cała reszta watahy. Dwadzieścia siedem wilków kontra ja jeden.- Ty MORDERCO!!!- rzucił się na mnie błyskawicznie. nie zdążyłem odeprzeć ataku. Stanął mi łapą na gardle przytrzymując do ziemi. Zacząłem się dusić.- ZAMORDOWAŁEŚ moją siostrę!- wrzasnął. Kapnęła na mnie jego łza. Był zbytnio załamany by mnie zabić. Nie był mordercą.- Wynoś się stąd i nie wracaj! Jeżeli choć jeszcze raz zobaczę cię nawet na drugim końcu świata to obiecuję, że zginiesz w męczarniach!!!- głęboko przejechał mi pazurami po poprzedniej ranie powiększając ją i pogłębiając. Było to bardzo bolesne. Zaraz mnie wypuścił i poszedł opłakiwać Temari. Moje aktualne emocje nie miały teraz najmniejszego znaczenia. Dwie wilczyce zabrały szczenięta. Podniosłem się chwiejnie z ziemi. Zbyt brakowało mi oddechu. Spojrzałem na wilki z tyłu. Większość basiorów przystąpiło kilka kroków w przód warcząc na mnie. Odwróciłem się i zeskoczyłem w w dół, pod półkę. Nie było to bardzo wysoko. Dwa metry. Uciekłem wtedy najdalej stąd. Gdy uciekałem słyszałem jeszcze wycie watahy. Upamiętniali jeszcze śmierć Bety Temari. Wygłaszali przemowy i pochowali jej ciało. Beta Temari, przedwcześnie zabita przez zdrajcę. Jestem jak Jiraya.

piątek, 3 stycznia 2014

Od Arashii: Jestem pewna

Byłam zszokowana...Nie wiedziałam co powiedzieć! Wolał mnie niż innych po mimo tego kim jestem ja i kim jest on.
-Teraz jestem pewna...-powiedziałam do siebie. Byłam w pełni pewna moich uczuć...Ja...Ja się w nim zakochałam! Tylko co teraz robić? Chcę mu powiedzieć, ale mimo tego nie mogę! Zresztą o czym ja w ogóle myślę? To śmieszne. Nie powinien ani trochę się ze mną przyjaźnić, a co dopiero mnie kochać...
-Czego jesteś pewna? -zapytał nagle.
-Ja...Jestem pewna, że mogę ci ufać -powiedziałam z uśmiechem.
Właściwie była to prawda.
-I...Chciałam ci też podziękować.
-Za co?
-Za to, że pomimo naszego losu możemy się przyjaźnić...A przynajmniej się staramy -powiedziałam. On odpowiedział uśmiechem. Nastała niezręczna cisza. Po chwili jednak przestałam słyszeć krople.
-Czas chyba wracać zanim znów zacznie padać -stwierdził Castiel.
-Aha Castiel! Pójdziesz ze mną do mojej jaskini? Chcę ci coś pokazać. To coś jest związane z Otchłanią.
-No dobrze -odpowiedział po czym ruszyliśmy. Byliśmy przy jaskini moja pacynka była obudzona i mnie szukała. Oczywiście gdy mnie zobaczyła zaczęła na mnie wrzeszczeć.
-Dobra kiedy indziej się pokłócimy...Możesz się mu pokazać? -zapytałam. Wilk dziwnie na mnie popatrzył. Pacynka podleciała do niego i ujawniła się. Castiel odskoczył do tyłu.
-Wiesz czemu ona jest ze mną? Bo zgaduje, że ona sama wie jednak mi nie powie...
Gdy Castiel chciał tylko coś powiedzieć zniknął z moją pacynką!
-To ona umie coś takiego robić? -zapytałam samą siebie.

Castiel gdzie jesteście?

czwartek, 2 stycznia 2014

Od Castiela: Jedno za tysiąc

Arashia popatrzyła na mnie zmartwiona.
-Eee...to źle?- spytała.
Uśmiechnąłem się.
-Nie- uspokoiłem ją- Otchłań dopasowuje się do psychiki jej mieszkańca. Jednym może pojawić się las pełen zwierzyny, innym przytulna chatka w cieniu drzew. Właśnie takie drobiazgi są podpowiedzią o poprzednim życiu.
-I co mówi ten pałac o moim?- zapytała wilczyca.
-Prawdopodobnie byłaś kimś ważnym.
-Czyli?
-Nie wiem. Może córką jakiejś pary Alfa?
Arashię bardzo zaciekawiła moja odpowiedź. Już miała mi zadać kolejne pytanie gdy nagle na mój nos spadła pierwsza kropla deszczu.
-Może lepiej gdzieś się schowajmy...-zaproponowałem.
-Czemu? Boisz się deszczyku?- zapytała żartobliwie Arashia.
-Nie...ale po spotkaniu z demonem z sadzawki mam dość wody na dziś.

Znaleźliśmy małą odkrytą grotę. Pozorny "deszczyk" okazał się prawdziwą ulewą. Zbliżał się zmrok a wciąż lało i lało. Zapaliłem ognisko.
-Castiel?- Arashia przerwała nieznośną ciszę.
-Słucham?
-Bo...w Otchłani jeszcze miałam towarzystwo...- zaczęła niepewnie wilczyca.
-Jakie?- zaciekawiłem się. Nigdy nie słyszałem żeby w Otchłani przebywało kilka dusz. Chyba że...
-Były tam ze mną takie...pacynki.
-Pacynki?- upewniłem się.
-Tak- Arashia pokiwała głową- Z takimi dużymi smutnymi oczami. Kim one w ogóle są?
-To tak jakby niewolnicy- wyjaśniłem- Pojmani przez Mefistofelesa są zmuszeni pilnować Otchłani i jej więźnia. Nie obowiązuje je żaden cyrograf. Ze służby może ich zwolnić tylko ich pan.
Arashia ucichła na chwilę.
-Co to jest cyrograf?
Uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiam jej niekończące się pytania.
-Cyrograf to kontrakt zawarty z diabłem. Obowiązuje dopóki nie wypełnisz danego przez Mefistofelesa zadania. Ja na przykład muszę pozbyć się wszystkich demonów.
-I co za to dostaniesz?
-Swoją duszę i wolność.
Arashia zmartwiła się nieco.
-O co chodzi?- spytałem.
-Bo...jeśli mnie nie zabijesz to...to zawsze będziesz przeklęty- wilczyca spuściła łeb i pociągnęła nosem.
Nastała niezręczna cisza. Przerywało ją tylko bezustanne bębnienie deszczu.
-Czasami- zacząłem- warto odpuścić sobie przyjemności związane z normalnością...To nie zawsze przynosi korzyści.
Arashia podniosła wzrok. Postanowiłem kontynuować:
-Jesteś jedyną osobą która akceptuje mnie wbrew mojemu przekleństwu...oraz faktu że normalnie poluję na takich jak ty. Reszta zaakceptowała by mnie dopiero po odzyskaniu "normalności". Wolę jedną przyjaźń od akceptacji tysiąca nieznajomych.
Znowu nastała cisza...przerywana nieustannym pluskiem kropel deszczu.

Teraz mi wierzysz Arashio? :)

wtorek, 31 grudnia 2013

Od Arashii: Dalsza część spaceru

Trochę się bałam...Castiel na prawdę miał dużo możliwości. Do tego to przezwisko... Cień Zguby. Chyba rzeczywiście do niego pasowało. Zaraz...
-Czyli inni łowcy też mają takie umiejętności jak ty? -zapytałam.
-Na pewno nie takie same, jednak także są silni -odpowiedział.
Na prawdę muszę uważać na każdego kogo spotkam. Castiel mówił, że mnie obroni...Cóż to miłe, ale tak nie będzie.
-Mamy całkiem inne przeznaczenie -powiedziałam cicho do siebie.
-Co mówiłaś? -zapytał mnie.
-Nie nic. Nic ważnego -powiedziałam uśmiechając się.
-Dobra to idziemy dalej?
-Tak jasne!
Podczas spaceru rozmawialiśmy jeszcze o wielu sprawach. Dużo się o nim dowiedziałam. Trochę mu też współczułam. Gdy z nim spacerowałam na prawdę nie obchodziło mnie co się działo dokoła. Zaraz...Nie! Nie myśl o tym to tylko przyjaciel... Nagle coś sobie przypomniałam.
-Właśnie miałam się ciebie o coś spytać -zaczęłam- Chodzi o Otchłań- powiedziałam poważniejszym głosem.
-A o co dokładniej? -zapytał.
-Bo widzisz... W Otchłani trafiłam do jakiegoś pałacu... Wyglądał strasznie i był cały czarny. Wiesz coś o nim? -zapytałam z nadzieją.
Wilk był w szoku.

Castiel o co chodzi?

Od Shanai'a: Psychopata w wilczej skórze, część I

"Od całego miesiąca jestem członkiem Watahy Dębowego Serca. Zaczynam oswajać się ze świadomością iż od teraz jestem tylko wcieleniem potwora. Przez Jirayę. Nie mam już żadnej rodziny. Może to i dobrze. Nie mam już nikogo do stracenia ani nikogo za kogo mógłbym walczyć. W tej watasze akceptuje mnie jedynie Alfa, Kankurou. Najbardziej nienawidzi mnie Beta, siostra Alfy, Temari. Ona ciągle mi nie ufa. Traktuje mnie dokładnie tak jak demona -jak Sabaku. Czy ona wie, kim jestem? A nawet jeśli... Dla mnie... To już calkowicie bez znaczenia. A to, że mi nie ufa.... Wcale mi nie przeszkadza. Kto by ufał wilkowi... W którym zamknięty jest SABAKU?!"
Siedziałem samotnie na skalnej półce, kiedy to takie myśli przelatywały mi przez głowę. Oglądając z rana wschód słońca, zastanawiałem się także jak jeszcze potoczy sie moje życie.
"Zapewne zginę szybciej niż mi się zdaje. Ale z drugiej strony... Sabaku zostanie uwolniony i pozabija moich prześladowców. Zabije wszystkich."- Takie myśli dawały mi wewnętrzny spokój. Niebo, słońce i chmury jak rozlana woda na lodzie układały się zasłaniając swoimi końcami wschodzącą gwiazdę. Przestrzeń nieba przybrała płomienną barwę. Słońce powoli zaczynało wznosić się w górę, brnąc ku widnokręgowi. Kamienną miną przyglądąłem się wszystkiemu co mogłem zobaczyć przed sobą. Skalna półka, na której przesiadywałem była położona wysoko nad lasem. Drzewa z mojego punktu widzenia wyglądały jak ogromna łąka. Nad moją głową przeleciała chamara czarnych jak smoła kruków.
Wiatr lekko przeczesywał moją sierść świszcząc między liściami krzewu rosnącego trochę dalej za mną. Słońce nieustannie wznosiło się by pojawić się nad widnokręgiem. Było bardzo ciepło. Dla mnie, za ciepło. Wziąłem głęboki oddech, uniosłem łeb ku niebu i przyjżałem się lotowi jednego samotnego ptaszka, który latał niewiele metrów nade mną. Przeleciała pełna godzina. 7:00 rano. W tej chwili moje myśli powędrowały do tego zdrajcy, Jirayi.
-Powinienem był osobiście Cię zabić. Powinieneś teraz być martwy przeze mnie. Nawet nie wiesz, jak chciałbym być tym, który pozbawił Cię życia...- wyszeptałem jakby do brata. Tak jakby mógł mnie teraz słyszeć. Z mojego prawego oka pociekła mała, cienka łezka, którą zaraz ztarłem łapą. Spojrzałem poważnym wzrokiem na łzę, która zostawiła mokry ślad na moim białym futrze. Skrzywiłem się w grymasie i z całej siły uderzyłem łapą na ziemię. Z miejsca uderzenia wzniosła się gruba pościel z brązowego pyłu i piasku.
TRZASK! Łamana gałąź zerwała mnie z myśli i złosci. Poczułem zapach trzech wilków. Dwoje szczeniąt ukrytych w krzewach, na które nie zwracałem uwagi. Ale z nimi także dorosła wilczyca. Wysoko postawiona w watasze i bardzo ważna dla Alfy.
- Temari- zwróciłem się do Bety, która natychmiastowo wyłoniła się zza skały. Jej postać przybrała pozycję do walki. Z jej pyska dobiegł głuchy, gardłowy warkot. Śnieżnobiałe zęby odsłoniły się natychmiastowo, gdy tylko uniosłem łeb wyżej zaraz po wypowiedzeniu jej imienia.
-Dla ciebie Beta Temari! -krzyknęła i głośno tupnęła o ziemię. Spod jej łapy uniosła się kępka dymu. Nie odwracałem się do niej. Wciąż patrzyłem prosto przed siebie, siedząc w tym samym miejscu co na początku dnia.
-Czemu zawdzęczam to spotkanie? -mówiłem spokojnie, ale byłem pewny, że ona nie będzie taka miła. Ja także nie zamierzam długo tak się zachowywać. Zadne z nas nie zmieniło swojego zachowania.
-Albo odejdziesz poprzez słowa lub przez śmierć!!! -krzyknęła z dużym natęrzeniem. Zamknąłem oczy, po czym pierwszy raz dziś odwróciłem się do niej by mówić do niej twarzą w twarz, by spojrzeć jej prosto w rozwścieczone oczy, jezli dojdzie do walki.
-Z tym nie będzie problemu- odparłem przez zaciśnięte zęby. Mimo jej groźby śmierci zachowywałem tajemniczy spokój. W jej złocistych oczach widać tą małą nutkę strachu oraz zaskoczenia. -A powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz...
-Streszczaj się- odpowiedziała nienawistnie. Lekko podniosła łeb w górę i przestała chwilowo warczeć. Podniosłem sie z miejsca i po chwili spojrzałem na ukryte w krzakach szczenięta. Czarno-zielone bliźniaki. Przyglądałem się im chwilę i nastała niezręczna cisza. Zaraz jednak jej szybkie warknięcie przeniosło mój wzrok spowrotem na nią.
-Mów! Nie mam czasu na takie zabawy!
-Odejdę i bez walki- znów ten spokojny ton w moim głosie. Mój wzrok zdradzał iż wszystko to jest mi teraz obojętne- Ale powiedz mi tylko, dlaczego tak chcesz, albym odszedl stąd na zawsze? -ona sama dostrzegła, że jej nienawiść do mnie jest dla mnie niczym i to samo tyczy się odejśca oraz groźby śmierci.

To be continued...

Od Zeke'a: Codzienność

Jak zwykle leżałem przy mojej jaskini sprzeczając się z Luną.
-Kiedy dasz mi spokój?!
-Jak do niej zagadasz nie tchórząc-uśmiechnęła się do mnie złośliwie.
Warknąłem.
-Ta twoja motywacja...-skomentowałem.
-Chce dobrze.
-Ta -przewróciłem oczami.
-Gdybym chciała inaczej już dawno bym cię pogrążyła.
Przyznałem jej rację. Jednak nie miałem odwagi by pójść pogadać z Cyndi Nie wiem o czym...
-Mam silne wrażenie że ona już wie-powiedziała Luna, jakby wiedziała o czym myślę.
-Że co?! -spytałem- Od kogo?! Powiedziałaś jej?!
-Nie...po prostu takie mam przeczucie...-potem odeszła zostawiając mnie samego.Zastanawiałem się czy rzeczywiście do niej nie pójść, ale nie miałem odwagi...

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Od Castiela: Atak

-Chciałem...pogadać- uratowałem się w ostatniej chwili.
Arashia uśmiechnęła się i poszliśmy.
Tym razem nie wybieraliśmy się do lasu...no dobra. Junglę też można nazwać lasem. Gadaliśmy o różnych sprawach. Opowiedziałem jej jak zostałem sługą diabła oraz trochę o spotykanych demonach. Gdy opowiadałem jej o swoim przezwisku wilczyca mi przerwała.
-Cień Zguby?- zdziwiła się- Dlaczegi akurat tak?
-Gdy latam wyglądam jak pędzący cień- odparłem krótko.
-No dobrze, ale dlaczego "zguby"?
-Bo gdziekolwiek się pojawiłem zaczynały znikać wilki.
Arashia zaniemówiła i nie zadawała już pytań. Szliśmy dalej. Szlak przecinała głęboka zadzawka. Rolę mostu pełniła stara kłoda. Przepuściłem Arashię przodem i weszłem za nią pilnując by wilczyca nie wpadła do wody. Nagle coś chwyciło mnie za tylną łapę i pociągnęło w dół. Chwyciłem się kłody ale była za śliska.
-Castiel!- Arashia skoczyła mi na pomoc ale za późno. Jakaś oślizgła macka wciągnęła mnie pod wodę.
Ledwo zdąrzyłem złapać oddech. W głowie zaczęło mi trzeszczeć od ciśnienia. Spojrzałem w dół. Złapał mnie (cóż za niespodzianka!) kolejny demon. Ale ten był jakiś dziwny. Był pokryty niebieską łuską a z grzbietu wyrastały mi cztery macki. Łapy miał opatrzone w płetwy a oczy lśniły czerwonawym blaskiem.
Próbowałem wyszarpnąć się ale bez skutku. Wodny demon tylko na to liczył. Szarpanina pozbawi mnie potrzebnej z tlenu energii i szybciej zginę. Zamiast tego zamachałem skrzydłami by wypłynąć na powierzchnię. Demon pociągnął mnie bliżej siebie. Na to czekałem. Zaczepiłem się pazurami o łuski demona i z trudem obróciłem go twarzą do siebie. Trzeba to zakończyć szybko więc użyłem Pokutnego Spojrzenia. Demonem wstrząsały dreszcze i spazmy. W końcu macki przestały się ruszać, podobnie jak cały wilk. Odepchnąłem ciało i jak najszybciej płynąłem do powierzchni. Przed oczyma wystąpiły mi czarne plamy. Czułem że tracę przytomność i w ostatniej chwili zaczerpnąłem powietrza.
Dopłynąłem do brzegu. Arashia cały czas tam była.
-Castiel! Co się stało?!- wilczyca pomogła mi wstać. Ciężko dysząc próbowałem coś powiedzieć gdy nagle Arashia zachłysnęła się ze zdumienia. Popatrzyłem co tak zaniepokoiłi wilczycę. Na powierzchni sadzawki bezwładnie unosiło się ciało wodnego demona.
Z trudem wyciągnąłem je na brzeg by dokładnie się przyglądnąć. Arashia odwróciła wilka na grzbiet.
-Castiel, patrz!- powiedziała przestraszona- Jego oczy!
Dla mnie efekt Pokutnego Spojrzenia nie był niczym niezwykłym. Oczy demona stały się jakby kamienne.
-To przeze mnie- wyjaśniłem- Użyłem pokutnego spojrzenia. Demon czuje ból wszystkich których skrzywdził. W większości przypadków taka ilość bólu prowadzi do śmierci.
Arashia była przerażona moimi możliwościami.
-Znasz...znasz tego demona?- zapytała.
-Znam ale widzę dopiero pierwszy raz. Od dwóch lat kryje się przed sługami Mefistofelesa. Pewnie przesiedział ten czas w głębinach. To wyjaśnia jego wygląd- odpowiedziałem.

Arashia?

Problemy ze stanowiskami

Cześć wilki!
Wystąpił mały problem ze stanowiskami. Otóż Henne i Niki chciały objąć stanowisko Nauczyciela Zielarstwa. Nie przypilnowałem tego i tym sposobem mamy 3 tych samych nauczycieli: Nyingine, Henne i Niki. Ponieważ to Nyingine jako pierwsza zajęła to stanowisko prosiłbym aby pozostałe wilczyce wybrały sobie inne stanowiska. Jeśli nie otrzymam odpowiedzi sam przydzielę obie wilczyce na stanowisko zielarza.
Pozdrawiam
Silver 

Od Nyingine: Przebudzenie

Otworzyłam oczy. Nade mną stał Krezus a obok niego Cyndi. Byli trochę niewyraźni.
-Gdzie...ja jestem?- zapytałam bo trochę mi się zapomniało, to pewnie przez...przez co?
-Spokojnie, już dobrze. Jesteś w jaskini Cyndi i należysz do Watahy Srebrnej Tarczy. Ja jestem Krezus a to jest Cyndi. Ty jesteś Nyingine- wyjaśnił mi Krezus.
-Ok, już pamiętam. Dzięki ale właściwie to co się stało?- zapytałam próbując wstać ale marnie mi to szło.
-Już wyjaśniam. Poszłaś nad Staw Radości. Tam rosną kwiaty które mogą uzależnić i wtedy...-zawahał się czy dokończyć.
-I wtedy Krezus cię uratował- zakończyła z uśmiechem Cyndi.
-Dziękuję Krezus. I tobie też Cyndi. Ja już może pójdę- wstałam i poszłam do swojej jaskini. Położyłam się spać. Śniło mi się coś strasznego. Przybył do mnie jakiś cień i zmienił mnie. Byłam okrutna. Obudziłam się, było późno. Pomyślałam "To pewnie ten durny pyłek" i poszłam nad wodospad. Wskoczyłam do wody żeby popływać. Nagle zaczęłam świecić. Jakiś głos powiedział do mnie "Weszłaś na święte wody Alameii. Rzucam na ciebie jej klątwę! Od teraz w dzień będziesz jak diabeł a w nocy jak aniołek. Tylko prawdziwa miłość może zdjąć z ciebie tę klątwę. Błahahahahahahahahaha!" I upadłam z powrotem do wody. Wyszłam na brzeg kaszląc. Położyłam się i właśnie wzeszło słońce. Pierwsze promienie padły na moje ciało. Zmrużyłam oczy. Spojrzałam do wody i zobaczyłam... kogoś innego! Pragnęłam zobaczyć siebie ale widziałam tylko to:
http://lh5.ggpht.com/-8Wx0TqdMCy4/UbOPR8_S0XI/AAAAAAAAAII/FY2ud23XiYY/s640/blog_ex_4392379_6378086_tr_____________ja.jpeg
Przecież w takim czymś nikt się nie zakocha a tym bardziej w takim charakterku! Znów usłyszałam głos: "Teraz będziesz tkwić w tym ciele zamknięta a tymczasem moja podopieczna Enigniyn (odwrotność mojego imienia) będzie rządzić tą watahą. A ty zostaniesz tu na zawsze!" I znów zniknął. To ciało w którym byłam poszło w stronę watahy. Zobaczyłam Krezusa. Krzyczałam do niego ale mój głos nie wychodził poza ciało Enigniyn. Podeszła do niego.
-Hej Krezus!- powiedziała moim głosem.
-YYYY cześć? Kim ty jesteś?- zapytał zdziwiony, biedny co ona teraz zrobi?
-Nie poznajesz mnie? To ja twoja Nyingine. Dostałam nowe ciało w darze od Alameii -powiedziała i wyciągnęła medalion. Zaczęła nim kołysać wokół głowy Krezusa. Nagle on upadł a ja chciałam go uratować lecz jedyna co się stało to jakby ktoś wyłączył światło. Nic nie widziałam i nie słyszałam.

Krezus? Co ona ci zrobiła?!

Od Niki: Doszłam tu

Poszłam do lasu nazbierać ziół, ale zobaczyłam białego gołębia pobiegłam za nim. Potem dobiegłam tutaj gdzie wpadłam na Rose, Neona i Seona.
-No proszę rodzinka w komplecie?
-No jak widać. A ty to kto?
-Co już nie pamiętasz? -wyjęłam z torby którą miałam przy sobie małą roślinkę.
-Nika to ty! -wykrzyczeli wszyscy razem.
-A jak że to ja! -odpowiedziałam równie głośno.
-Chceszdołączyć do watahy srebrnej tarczy?
-Chętnie.
-Chodź zaprowadzę cię do naszego alfy, Silvera.
Poszliśmy do Silvera i opowiedziałam co tu robię, ten pozwolił mi dołączyć a że znam się na ziołach to zostałam nauczycielkązielarstwa. Potem tylko pokazali mi moją jaskinię.

Rose chcesz coś dodać?

Od Arashii: Spacer

Przy Castielu czułam się...Dziwnie. Inaczej niż przy innych. Zaraz Seon mi mówił o czymś takim. Nie! Nie to nie jest to! Na pewno! Nagle Castiel zadał mi pytanie czy pójdę z nim na spacer. Byłam trochę zdziwiona.
-Tak...W sumie czemu nie? -odpowiedziałam.
Wilk uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę, a ja wróciłam do mojej jaskini. Na wejściu nawrzeszczała na mnie moja pacynka.
-Cicho nie wiesz jaki teraz mam chaos w głowie więc przynajmniej ty nie stwarzaj mi problemów dobra? -zapytałam najmilej jak umiałam.
-Tak właściwie gdzie byłaś? -zapytała mnie.
-Tu i tam...Po prostu sobie chodziłam po lesie -wiedziałam, że ona na pewno zna Castiela. Unikałam więc tego tematu-Południem też raczej wyjdę.
-Gdzie?
-Pospacerować.
-Idę z tobą.
-Nie!
-A to niby czemu? Przecież nie będzie tam nikogo prawda? -no i tu utknęłam. Nie wiedziałam co jej powiedzieć.
-Nie. Ale chce pobyć trochę sama -odpowiedziałam.
Potem zbliżało się już południe więc wyszłam. Miałam szczęście bo moja pacynka zasnęła więc mnie nie śledziła. Następnie spotkałam się z Castielem.
-Hej to tak właściwie czemu chciałeś się spotkać? -przywitałam się i zapytałam uśmiechnięta.

Castiel?

Od Castiela: Pocieszenie

Widząc Arashię w takim stanie poczułem głęboki żal. Przytuliłem wilczycę żeby się uspokoiła.
-Już dobrze- powiedziałem- Nie pozwolę na to byś tam wróciła. Nawet gdybym musiał walczyć z innym łowcą. Dobrze?
Arashia pokiwała głową i starła łzę spod oka. Przyznam że ją polubiłem. I chyba już znałem odpowiedź na to trudne pytanie zadane poprzedniej nocy.
-Wracajmy do watahy- szepnąłem- Jeszcze zaczną się martwić...
-Czemu?
-Trochę za często znikamy razem w lesie...
Arashia parsknęła śmiechem i poszliśmy z powrotem. Po drodze nagle coś sobie przypomniałem.
-Hej, a może po południu przejdziesz się ze mną na spacer?- zaproponowałem.

Arashia? (Sory że tak krótko)

Od Arashii: Fragmenty wspomnień

-Widzisz? Jednak nas coś łączy! -powiedziałam cicho śmiejąc się.
-Tak...-odpowiedział innym głosem.
-Chodzi ci o to, że i tak będziesz musiał mnie zabić? -zapytałam.
-Sam nie wiem.
-Nie martw się. Jeśli taki ma być los to mnie zabijesz -odpowiedziałam. W sumie...To prawda.
-Jak to? Nie obchodzi cię to, że zginiesz? -zapytał zdziwiony.
-Wiesz jeśli mam być szczera to właśnie o tym myślałam w nocy. I wole, żebyś zabił mnie ty niż jakiś inny łowca -odpowiedziałam. Zaraz...Co? Te ostatnie słowa. Ja je powiedziałam!? Czemu!? Przecież wczoraj w nocy ustaliłam, ze chodzi o to, że i tak zginę nie ważne kiedy...
-Tak właściwie jeśli zginę pewnie znów trafie do Otchłani -powiedziałam z uśmiechem.
-Czemu mówisz o Otchłani uśmiechając się?
-Nie czułam się tam źle...
-Jesteś pewna?
-Tak? -zawahałam się. Jestem tego pewna?
-Spróbuj sobie przypomnieć. W twojej historii czegoś mi brakuje. Pomiędzy twoją śmiercią której raczej sobie nie przypomnisz, a pomiędzy tym jak obudziłaś się w Otchłani musiało się coś stać! Spróbuj sobie przypomnieć -powiedział do mnie.
Namyśliłam się. Nagle usłyszałam w mojej głowie śmiech...Zobaczyłam mnie będącą małą...Ja...Byłam w Otchłani i...Płakałam? Zaraz...Nie to się nie zgadza gdy trafiłam do Otchłani byłam już dojrzała! To jest fragment moich wspomnień?
-Ja...Pamiętam. Byłam mała...Wystraszona. Byłam wtedy w Otchłani. Gdy to widziałam nagle powróciło to jak się wtedy czułam. Wszystkie moje uczucia, ale...Ja nie wiem jak się nazywają! Z jednym uczuciem towarzyszył mi płacz...Ale nie był strach choć to też czułam. W innym uczuciu czułam, że nie wiem gdzie iść oraz nie wiem co robić. Ale najsilniejsze było to, że chciałam, aby była przy mnie jakaś bliska osoba...

Castiel co o tym myślisz?

niedziela, 29 grudnia 2013

Od Castiela: No właśnie, dlaczego?

To pytanie zbiło mnie z tropu.
-Czemu...?- zapytałem sam siebie.
Sam tego dobrze nie wiedziałem. Dalczego nie chciałem zabić Arashii? Do tej pory robiłem to bez żadnych problemów. A tej wilczycy nawet nie znałem. Więc...dlaczego?
-Sam nie wiem- odpowiedziałem po chwili- Może dlatego że to by było nie fair...
-Nie fair?- zdziwiła się Arashia.
-Gdy pierwszy raz mnie dotknęłaś poczułaś ukłucie w serce?
Wilczyca pokiwała głową.
-To naturalny odruch demona- wyjaśniłem- Ostrzeżenie przed takimi jak ja. Ty nawet nie wiedziałaś co to oznacza. Nie mogłaś wiedzieć że to oznacza dla ciebie śmiertelne niebezpieczeństwo. To właśnie jest nie fair. Ja nie zabijam jak tchórz.
-W takim razie przecież mogłeś mi powiedzieć a potem zabić- Arashia wyciągnęła na wierzch moje wątpliwości.
Teraz już nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Lepiej już wracajmy- ominąłem niebezpieczny temat.

Tej nocy nie mogłem zasnąć. Męczyły mnie wątpliwości. Zamiast dalej spać udałem się do lasu (jak zwykle). Pobiegałem, polatałem i tak do rana. Byłem sam ale czułem na sobie wszechobecny wzrok Mefistofelesa. Dręczył mnie i dobijał. I tak będzie dopóki nie zabiję Arashii. A tego nie mogę zrobić. Sam nie wiem czemu.
Słońce ledwo wstało gdy wyczułem kojącą obecność.
-Przyznaj się: od jak dawna nie śpisz?- westchnęła Arashia.
-W ogóle nie spałem- przyznałem się.
Wilczyca znowu westchnęła.
-Tak samo jak ja.
Uśmiehnąłem się.

Arashia?

Profil wilczycy Niki

Imię: Nika
Wiek: 4 lata
Płeć: wadera
Rodzina: Nie ma wychowywała się w rodzinie najlepszej przyjaciółki Rose
Partner: zakochana w Seonie
Charakter: Kochająca, uprzejma, szczera, nie bezbronna
Historia: Kiedyś szukała ziół na eliksiry i zaszła tutaj.
Rasa: Wilk Ognia
Stanowisko: pomocnik kowala
Herb na tarczy: Diament błyszczący wieloma kolorami
Pozycja: Omega
Login na howrse: Nika335
Zdjęcia wilka:

Od Arashii: Coraz więcej informacji

Czekałam w tym samym miejscu. Miałam nadzieje, że wilk znów się pojawi. Stało się tak jak myślałam.
-Gdzie byłeś?! -szybko zapytałam.
-W Otchłani...
-Jak to!? - On...Wiedział co to Otchłań, a w dodatku tam był! Jednak wilk mi nie odpowiedział tylko na mnie warknął. Byłam jeszcze bardziej zdziwiona.
-Obserwuje nas. Udawaj, że uciekasz to choć na chwile odejdzie i wtedy ci wszystko wytłumaczę -szepnął do mnie.
Zrobiłam tak jak kazał. Gonił mnie dość długo.
-Dobra tyle wystarczy! Na razie dał nam spokój -krzyknął więc się zatrzymałam.
-Możesz mi teraz wszystko wytłumaczyć? -zapytałam zaciekawiona.
-Więc...Zacznijmy od tego, że wcześniej już żyłaś.
-Co?! -byłam zdziwiona...Mój świat zaczynał się od Otchłani, a raczej tak sądziłam.
-W Otchłani zamknął cię Mefistofeles.
-Ale czemu!?
-Sam nie wiem... Mogę ci zadać jedno pytanie?
-Tak jasne.
-Pamiętasz ile tak właściwie tam byłaś?
-Mniej więcej... Choć pewnie wiesz, że Otchłań nie wpływa na wiek bo czas w niej nie płynie w przeliczeniu na wasze lata było by to...Coś około 100 lat.-odpowiedziałam.
-Czemu trzymał cię tam, aż tak długo?-mruknął do siebie wilk.
-Tak właściwie...-przerwałam mu, a on się na mnie popatrzył.- Czemu mnie nie zabijesz?

Castiel odpowiesz?

Profil wilka Karou

Imię: Karou (czytaj "karo")
Wiek: 3 lata
Płeć: basior
Rodzina: Meh...szkoda gadać
Partner: nie szuka (nawet nie zwraca uwagi na urodę, ani swoją ani innych)
Charakter: nieśmiały, skryty, sprytny, ciekawski, zaradny, optymistyczny, szczery, cierpliwy, lojalny, uległy, dobry towarzysz do rozmów i długich podróży
Historia: Karou miał trudne życie. Jako szczenię został porzucony bo był "najsłabszy z miotu". Rzeczywiście, zawsze był chudy i niewielki (do dzisiaj taki jest) ale szybko okazało się to jego największym atutem. Niewielki rozmiar ułatwia mu wspinanie się po drzewach, lot oraz kamuflaż. Nabył też zwinności i sprytu. Jest szybki i nieuchwytny. Lata samotności nauczyły go samodzielności.
Pewnego dnia latał tuż nad drzewami gdy nagle za ogon złapał go jakiś wilk. Karou wyszarpał się mu. Zdziwiony nieznajomy wyjaśnił że pomylił Karou z orłem (z powodu rozmiaru i barwy). Zaprowadził potem owego "orła" do swojej watahy.
Rasa: Wilk Powietrza
Stanowisko: Posłaniec
Herb na tarczy: Mangusta (gryzoń) walcząca z kobrą (wężem)
Pozycja: Omega
Login na howrse: Demi Lou
Zdjęcia wilka:

Od Castiela: Pomóc demonowi...

Już miałem powiedzieć Arashii dlaczego pojawiła się w Otchłani gdy nagle... sam się tam pojawiłem. Otchłań zmienia się w zależności od mieszkającego w niej wilka. Teraz nikt tu nie mieszkał...więc nie było też niczego. Twarde czarne podłoże w dotyku przypominające lód i nieskończona ciemność. Usłyszałem kroki i odwróciłem się.
-Daję ci takie proste zadanie- Mefistofeles był zły ale jeszcze nie wściekły- Masz zabić demona i to jeszcze nieświadomego o swoich możliwościach a ty... a ty stchórzyłeś! Zmiękłeś jak gąbka! Jeszcze niedawno mordowałeś z zimną krwią a teraz... nie poznaję cię Castiel. Co się stało?
-Nie wiem- odparłem udając obojętność.
-Ależ wiesz...Ty... ty chcesz oszczędzić akurat tego demona...
-Ona ma imię!- warknąłem.
-Niech ci będzie- Mefistofeles machnął znudzenie łapą- Arashia...co w niej takiego niezwykłego?
-Dobrze wiesz co!- oburzyłem się- Nie.każdego wilka zamykasz w Otchłani! Co ona ci zrobiła?! Nie pamięta nic ze swojego poprzedniego życia, nie rozpoznaje rzeczy takich jak miłość... Ile ją tu trzymałeś?!
Mefistofeles zaśmiał się w straszny sposób.
-Za dużo pytasz...- powiedział i Otchłań zaczęła się mnie pozbywać.
Zerwał się potężny wiatr. Otoczyła mnie czarna mgła. Straciłem grunt pod łapami i czarny wir porwał mnie. Pojawiłem się z powrotem na tej samej polanie. Obok nadal stała Arashia.

Arashia? Z tą Otchłanią to chyba jednak grubsza sprawa...

Od Arashii: Czyli jestem demonem?

Nie wiedziałam co powiedzieć...On tak na prawdę chciał mnie zabić! Ale...Nie on nie chciał zrobić tego z własnej woli przecież mówił, że ktoś kazał mu mnie zabić.
-Dlaczego? -zapytałam w miarę spokojnie choć byłam...Wystraszona, a rzadko mi się to zdarza.
-Bo jesteś demonem! Ja jestem sługą diabła i mam takie demony jak ty zabijać! -odparł.
-Hę? Jak to...Demonem?
Wilk popatrzył się na mnie ze zdziwieniem.
-Nie wiesz, że jesteś demonem?-zapytał.
-Nie. Tak właściwie kim...Może raczej czym jest demon dokładnie?
-Demony uciekają przed śmiercią...Mordują wilki...Tak właściwie nie mają duszy.
-Tyle, że... Jeszcze nikogo nie zabiłam...
-W sumie czemu mam ci wierzyć? Demony często też kłamią.
-Rozumiem, że mi nie wierzysz. Ale...
-zawahałam się. Powiedzieć mu o Otchłani czy nie? -Ja tak właściwie się nie narodziłam tylko pojawiłam się w Otchłani.
Wilk popatrzył się na mnie z jeszcze większym zdziwieniem.
-Zaraz... -w końcu zaczął- Ty byłaś w Otchłani!?
-No tak... Coś w tym dziwnego?
Nagle wilk po prostu znikł! Ale nie odleciał czy coś takiego... Czyżby ten cały jego "szef" Go gdzieś wezwał... Byłam zszokowana nie wiedziałam co myśleć...
-Naprawdę jestem demonem? Czy ja...Umarłam? -rozmyślałam -Zaraz...Co się stało tak właściwie z Castielem?!

Castiel co się stało?

Od Krezusa

Podbiegłem do Nyingine. Wilczyca zemdlała. Nic dziwnego. Znałem dobrze kwiaty przy tym stawie. Ich zapach powoduje nieuzasadnioną radość. Zbyt długi kontakt powoduje uzależnienie. W przypadku Nyingine spowodował omdlenie. Zaniosłem wilczycę do jej jaskini. Po drodze spotkałem Cyndi.
-Krezus?! Co się jej stało?- spytała przerażona.
-Poszła nad Staw Radości i nawdychała się pyłkiem kwiatów- wyjaśniłem krótko. Cyndi wiedziała o co chodzi i pomogła mi zająć się wilczycą.
Przykładałem jej właśnie zimny okład na czoło gdy nagle Nyingine otworzyła oczy.

Nyingine?

Od Nyingine

Chichotałam jeszcze chwilę ale opamiętałam się w końcu. Pomogłam Krezusowi wstać i szliśmy dalej.
-Krezus, opowiesz mi coś o watasze?- zapytałam. Chciałam coś wiedzieć jakby ktoś chciał pogadać (w co wątpię) ale i tak chciałam wiedzieć gdzie jestem i wgl.
-Dobrze, no mnie znasz. Z przodu idzie Silver, czyli Alfa watahy. Dalej idą Arashia, Blade, Castiel, Cyndi, Daiki, Hënnë, Luna, Neon, Rose, Seon, Shanai i Zeke- i opowiedział mi o każdym coś ogólnego. Gdy skończył dotarliśmy do legowisk.
-Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła!- podziękowałam mu i poszłam do swojej jaskini.
Urządziłam się i powiem szczerze było tu całkiem milutko. Wyszłam na spacer. Zobaczyłam piękny staw. Było przy nim pełno kwiatów, które pięknie pachniały. Położyłam się zamknęłam oczy wdychając piękny zapach unoszący się z roślin. Jak przez mgłę zobaczyłam sylwetkę wilka. Stwierdziłam, że to Krezus, ale był jakiś niespokojny, jakby przerażony. Coś do mnie wołał ale nie słyszałam tego, bo...zemdlałam.

Krezus?

Od Castiela: Przyjazny... demon?!

-Nic tylko...- starałem się szukać jakiejś sensownej wymówki. Serce biło mi jak oszalałe.
-Zaciekawił cię mój wygląd, prawda?- powiedziała Arashia.
-W pewnym sensie...- odparłem i to bez kłamstwa- Mam parę ważnych spraw do załatwienia. Na razie!
Nie czekając na odpowiedź Arashii uciekłem do swojej jaskini. Coś zaniepokoiło mnie w Arashii. Wyglądała jak... jak demon! Instynkt łowcy demonów walił jak oszalały. Ona musi być demonem tylko... Nadal nie pasowało mi jej zachowanie. Każdy demon przy spotkaniu ze sługą Mefistofelesa czuje silne ukłucie w serce. To naturalne ostrzeżenie na które jeszcze nie znalazłem sposobu. Zauważyłem że Arashii coś było, to na pewno to. Tylko dlaczego nie zaatakowała ani nie próbowała ucieczki? Chyba że... ona nie wie co to za sygnał. Dziwne ale możliwe. Muszę porozmawiać z Mefistofelesem.
Wybiegłem z jaskini i znów na kogoś wpadłem. I to jak na złość była Arashia.
-Cześć Castiel- przywitała się. Teraz pewnie nie poczuła ukłucia- Coś często na siebie wpadamy.
-Taa... Trochę zbyt często. Muszę iść!
Zerwałem się do lotu i cichutko jak wietrzyk zniknąłem w gęstwinie najbliższego lasku.
Mefistofeles już czekał. Był najwyraźniej czymś uszczęśliwiony.
-Troszkę się spóźniłeś- zauważył.
-Mniejsza z tym!- wkurzył mnie troszkę- Wiesz czemu cię wezwałem!
-Tak wiem. Chodzi ci o tą wilczycę... Owszem, to demon. Masz szczęście. Jest nieświadoma niebezpieczeństwa z twojej strony. Gdybyś tylko odciągnął ją od watahy miałbyś łatwe zadanie...
Wiedziałem o co mu chodzi. Bałem się tego ale musiałem tak zrobić.

W nocy podkradłem się do jaskini Arashii. Podeszłem do wilczycy i potrząsnąłem nią lekko.
-Co jest?- spytała ospale wilczyca.
-Chodź ze mną!- powiedziałem udając podekscytowanie- Muszę ci coś pokazać!
Zabrałem wilczycę na polanę w środku lasu. Z dala od legowisk.
-Popatrz na te konstelacje!- rzuciłem nadal udając ekscytację.
Arashia popatrzyła w niebo i oniemiała.
-Łał! Są cudowne!- wilczyca patrzyła w niebo zauroczona zbiorami gwiazd. W tym miejscu widać ich było więcej i wyraźniej.
Dobra. To ten moment. Trzeba to zakończyć. Muszę to zrobić ale... ale...
-Nie mogę!- wydarłem się na głos.
-Czego nie możesz?- wystraszyła się Arashia.
-Bo on... kazał...
-Co kazał? Kto?
-Ten potwór rozkazał mi... Cię zabić.

Arashia?

sobota, 28 grudnia 2013

Od Luny: W drodze do legowisk

Gdy Krezus się potknął z trudem zdołałam powstrzymać śmiech. Nie wiedzieć czemu ale bardzo polubiłam Daiki. Pewnie dlatego że ona też lubi żartować sobie z innych. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.
-No Zeke-powiedziałam z uśmiechem.
-Co? Znowu masz ochotę na partyjkę?
-W sensie że naśmiewania się z ciebie?
-A jak myślisz? -odpowiedział z irytacją.
-Oj Zeke, Zeke...ty chyba nie wiesz jaka to frajda...
-Jak ciebie to spotka nie licz na litość.
-He! Ja nie jestem tobą! -roześmiałam się.
Potem nieco zciszyłam głos by Cyndi nie słyszała i dodałam:
-Jak coś możesz na mnie liczyć.
Mruknął coś w odpowiedzi.
-Tobie?-wyraźnie go to rozbawiło.
-Owszem, a tak wogle, idź zagadaj do niej.
Obejrzał się za siebie.Spojrzał na Cyndi jak na jakiś śliczny kwiatek, którego nie da się zerwać ani powąchać czy się do niego zblirzyć. Wiem że opis dokładny, ale tak to właśnie wyglądało.

Od Arashii: Nowa znajomość

Seon wyszedł z mojej jaskini.
-Miłość...Dziwne, ale ciekawe. Szkoda tylko, że raczej coś takiego mnie nie spotka...Ale jestem inna i co zrobić?-rozmyślałam -I ktoś może też odstraszyć -powiedziałam śmiejąc się i patrząc na moją pacynkę. Ona jednak obraziła się i obróciła -Oj przepraszam. Nie chciałam cię urazić wiesz prawda? -wtedy obróciła się i uśmiechnęła -Hmm...Dobra chyba powinnam wracać do obowiązków-powiedziałam i wyszłam z jaskini.
Szłam przed siebie zamyślona i nagle wpadłam na jakiegoś wilka.
-Jejku przepraszam! -powiedział i nagle ukuło mnie mocno serce.
-Coś się stało? -zapytał mnie widząc, że coś mnie zabolało.
-Nie nic...Jesteś nowy w watasze?
-Tak. Nazywam się Castiel.
-Ja nazywam się Arashia-po tym jak to powiedziałam zauważyłam, że dokładnie się mi przygląda -O co chodzi?-zapytałam.

Castiel czemu mi się tak przyglądasz?

Od Krezusa: Witamy w watasze!

Wilczyca położyła się niedaleko mnie i po chwili usnęła. W sumie to dla niej lepiej. Rano wracamy do watahy. Siedzieliśmy przy ognisku po udanym polowaniu. Przeklnąłem w myślach własne obżarstwo, nie mieliśmy nic dla Nyingine. Oprócz mnie w polowaniu brali udział Daiki, Zeke, Cyndi i Luna. Zauważyłem że Zeke co jakiś czas spogląda ukradkiem na gadającą z Luną Cyndi. Gdy tylko Cyndi nie patrzyła, Luna posyłała Zeke'owi złośliwe spojrzenie na co wilk odpowiadał cichym warknięciem. W końcu wszyscy poszli spać.
Rano wstałem jako pierwszy. Obudziłem delikatnie Nyingine a potem krzyknąłem na resztę. Szybko usunęliśmy ślady po obozowisku i ruszyliśmy z powrotem do legowisk. Po drodze zwolniłem by zrównać się z Nyingine. Nie wiem czemu ale akurat z nią chciałem pogadać.
-Hejka!- zagadnąłem wesoło.
-Cześć... Krezus, tak?- spytała niepewnie wilczyca.
-Zgadza się...Ajć!- nie zauwarzyłem wystającego konara i upadłem na glebę.
-Uwaga na korzenie!- rzuciła złośliwie Daiki.
-Ja ci zaraz dam...- mruknąłem pod nosem serię przekleństw.
Nyingine zaśmiała się i pomogła mi wstać.

Nyingine? Dokończysz? :)

Od Seona: Wytłumaczenie

Kiedy Arashia mnie o to spytała nie wiedziałem co odpowiedzieć. No trudno powiem.
-Nie byłem nigdy zakochany, tylko zazdrosny jednak wiem że tego uczucia nie da się opisać -odpowiedziałem. W milczeniu czekałem na odpowiedzi.
-Aha,no trudno bywa jesteś w tej samej sytuacji co ja.
-No niestety, ale masz racje tak bywa.
Potem poszedłem sprawdzić co u Róży i Neona. A na koniec wróciłem do jaskini.

piątek, 27 grudnia 2013

Od Nyingine: Jak tu dotarłam?

Nie miałam już nikogo od kiedy matka umarła. Wyruszyłam w drogę by znależć kogoś, kto się mną zajmie, kto będzie w stanie stworzyć mi nowy dom. Po jakimś czasie ujrzałam kilka wilków siedzących wokół ogniska. Było zimno, postanowiłam zapytać cy mogę się ogrzać. Weszłam na skałkę na której siedzieli. Stanęłam i wszyscy na mnie spojrzeli.
-Emmmm, jestem Nyingine. Mogę się ogrzać?- nie wiedziałam co powiedzieć i tylko to mi przyszło do głowy
-Jasne, chodź tutaj- powiedział pewien basior, nie widziałam jak wygląda bo było ciemno
-Dzięki- usiadłam obok i nagle osunęłam się na brzuch. Byłam przemęczona. Patrzyłam się na ogień i nagle moje powieki opadły. Zasnęłam.

Krezus?

Od Zeke'a: Naiwność

Po tamtym byłem w siódmym niebie. Wiedziałem że to tylko podziękowanie, ale no...no...wiadomo. Byłem przy mojej jaskini. Luna obok śmiała się.
-Ty na prawdę myślisz że masz szanse u bety?! -śmiała się ze mnie.
Milczałem przez chwilę.
-Nie...-westchnąłem ze smutkiem.
-Nie no...to...to...to się nadaje na komedie...-roześmiała się.
-Naprawdę nie wiem dlaczego nadal się z tobą zadaję.
-Bo moja gadanina ma sens.
-Wielki! -uśmiechnąłem się ironicznie.
-Mniejsza o pozycje. Rasa!!! To też stanowi swego rodzaju przeszkodę.
-No...
-Naiwność...
-Ej! Przecież już ci mówiłem że w to nie wierzę!
-Wiem ale lubię się z ciebie śmiać Romeo!!!
-Jak dla mnie to koniec rozmowy.
-Oj nie. Gdzie twoje poczucie humoru?!
-Luna je zjadła...-uśmiechnąłem się -Luna?
-Tak?
-Oddaj mi je proszę.
-He sam je sobie weź!
Zaczęliśmy ganiać się po całym górnym perścieniu i rzeczywiście wrócił mi humor.

czwartek, 26 grudnia 2013

Od Castiela: Łowy

Nocą wykradłem się do lasu. Co jak co ale muszę dorwać tego pędraka-demona zanim coś jeszcze zmaluje. Moje zmysły chyba się stępiły bo co chwila instynkt alarmował o obecności jakiegoś kolejnego stwora. Mefistofeles nie byłby zadowolony gdybym przepuścił choćby jednego demona.
Na szczęście nie musiałem długo szukać. Na śniegu zauwarzyłem świerzą czarną plamę pachnącą siarką. Obok na pniu zostały ślady pazurów. Pobiegłem cicho jakbym nic nie warzył. W końcu zauwarzyłem sprintującego pare metrów przede mną białego wilka. To był on. Był ranny, w nozdrza uderzył mnie zapach świerzej demoniej krwi. Doścignąłem młodzika w parę skoków. Szamotaliśmy się dobrą chwilę. W końcu przyszpiliłem demona do ziemi.
-W końcu cię dorwałem...- zacząłem.
-Błagam! Oszczędź! Ja już nie będę...- łkał demon.
-Za późno! Łapię cię już szósty raz. Tym razem ci nie odpuszczę...
Młodzik był już zrozpaczony. A najgorsze miało dopiero nadejść.
-Skrzywdziłeś tyle wilków...- powiedziałem swoją zwykłą kwestię- Tyle niewinnych dusz... Spójrz mi w oczy... Poczuj ich ból!
Demon zahipnotyzowany gapił się przez chwile w moje czerwone oczy. Nagle pysk wykrzywił mu wyraz bólu i cierpienia. Oczy zamgliły mu się, ciałem wstrząsały drgawki. Gdy młodzik się uspokoił był już martwy. Oczy zamieniły się w skałę a pysk zamarł w wyrazie niemego krzyku.
-Pokutne spojrzenie... Musiałeś go aż tak ostro potraktować?- usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się. To był Mefistofeles. Czarny wilk jak zwykle zabrał ze sobą skórzany pas za którym trzymał parę cyrografów (kontraktów zapisanych na byczej skórze) oraz ciemny płaszcz. Wyprostowałem się na baczność.
-Dobra robota- powiedział diabeł- Muszę ci chyba znajdować ciekawsze zajęcia. Posprzątaj za sobą i... odpocznij sobie.
Skłoniłem mu głowę i podeszłem do ciała zabitego demona. Jedno mocne uderzenie i wilk rozsypał się w proch. Teraz nie trzeba się martwić że ktoś znajdzie ciało. Już miałem odejść gdy nagle coś sobie przypomniałem.
-Szefie?
-Słucham...
-Według mojego cyrografu muszę ci służyć na byle jaki sposób... czy wspomina on że nie mogę dołączać do watah?
Mefistofeles namyślił się po czym odparł:
-Niech ci będzie. Skoro już dołączyłeś... W sumie i tak mam tam dla ciebie kolejne zadanie. Demon może się kryć wśród tych wilków... Uważaj na niego.
Diabeł rozwiał się w mgłę i zupełnie zniknął.
Wróciłem do watahy gdy było już jasno. Moja obecność jak zwykle budziła w wilkach coś pomiędzy respektem a strachem. Gdy Silver spytał gdzie byłem odparłem że poszłem na łowy. W sumie to była prawda. Różniła się tylko zwierzyna.

Profil wilka Shanai'a

Imię: Shanai (Z Pustynnego Wodospadu)
Wiek: 3 lata i siedem miesięcy.
Płeć: basior
Rodzina: Jego matka, Kushima, zmarła w czasie porodu Shanai'a. Ojciec, Kurushimi, zginął na wojnie broniąc jego i jego brata. Brat, Jiraya, popełnił samobójstwo zaraz po cierpieniu, które wyrządził swemu jedynemu bratu.
Partner: Nie ma, nie szuka... I nikt by go nie chciał.
Charakter: Skryty i tajemniczy. Na pierwszy rzut oka spokojny. Nie rzuca się w oczy. Z powodu cięzkiej przeszłosci nie lubi mówić o sobie. Podczas prawdziwej walki walczy tak aby zabić wroga zadawając mu jak największe cierpienie. Nie doświadczył miłości a przynajmniej jej nie pamięta. Gdy widzi czyjąś śmierć czuje, że żyje. Ciężko wyprowadzić go z równowagi, ale najmnijsza obraza może doprowadzić go krwawej walki. Bywa agrsywny, jest mu dość ciężko. W naprawdę trudnych chwilach, gdy ktoś mu przywoła wspomnienia zachowuje się jak psychopata. Uczy się opanowania. Tylko członków watahy nigdy nie zrani, chyba, że ktoś sprawi mu wielki ból. Za niemal każdego wilka z watahy da się zabić. Na pozór wydaje się być totalnym egoistą. Kocha to uczucie gdy widzi czyjeś cierpienie. Wobec watahy zawsze pozostanie lojalny. Samodzielnie nie ważyy się zaatakować kogokolwiek z tego samego stada. Nie umie dobrze kłamać. Umie skrywać prawdę, ale nie ją zmieniać. Ciężko obdażyć go zaufaniem i on także jest nieufny wobec wszystkich przez pierwsze tygodnie. Mało kto widział na nim ciepły uśmiech. Jeżeli inny wilk bardzo się postara to Shanai może być dla niego miły i może nawet zabawny. Mimo iż sam słabo kłamie to wyczuwa każde kłamstwo. Trzeba mieć w tym naprwdę dużą wprawę by go oszukać. Zdarza mu się bezczelność. Gdy ktoś go atakuje od razu próbuje... zabić.
Historia: Shanai pochodzi z rodu Wilków z Pustynnego Wodospadu. Wilki stamtąd były rasami Wody, Ziemii i Mroku. Cała jego rodzina była tymi, którzy odziedziczyli Mrok. Wilki Mroku zawsze były owiele mniej akceptowane przez Wilki Wody i Ziemii. Czarne owce w stadzie. Jego matka Kushima, była prostą samicą - omegą pamiataną przez resztę. Do czasu aż poznała Kurushimi'ego. Samiec dał jej nadzieję, obdarował pewnością siebie i znrócił odwagę. Ona go pokochała, ale on ją nie do końca. Gdy Kushima mu zaimponowała napięcie wzrosło. Nowa para młoda dorobiła się młodych. Niestety Kushima była słaba. Rodziła podczas wojny, kiedy wczesniej została ciężko ranna. Jiraya przyszedł na świat jako pierwszy. Potem Shanai. Wilczątkom nadane zostały przydomki "Z Pustynnego Wodospadu". Kushima była już na skraju życia i zmarła. Kurushimi zabił wilka, prze którego zginęła jego partnerka i zabrał swoich synów w bezpieczne miejsce... Z dala od Pustynnego Wodospadu. Cały ród poniusł klęskę. Nielicznym udało się uciec. Shanai i Jiraya wychowywali się bezpiecznie z ojciem zdala od rodzinnego domu. Bracia nawet nie znali matki. Tak płynął czas. Ich życie było niekończącą się podróżą. W pewnym czasie, gdy bracia mieli sześć miesięcy wraz z Kurushimi'm osiedlili się na równinach. Na ich nieszczęście i tam wybuchła wojna. Wilki, które zaatakowały będącą tam watahę wzięły ich za jej członków. Kurushimi ukrył synów i sam bronił ich przed wrogami. Zgniął po długij i wyczerpującej walce. Wilczki uciekły cichaczem i wychowywały się dalej same. Jiraya był bardziej utalentowany i mądrzejszy. Zachowywał się jak starszy brat wobec Shanai'a. Gdy oba wilki miały półtorej roku Jiraya zakradł się do brata i ogłuszył go głazem. Zamknął w nim Demona Piasku - Sabaku -co przyspożyło słbszemu najbardziej okrytnych cierpień. Ledwo to przeżył. nie wiadomo po co ani dlaczego to zrobił. Shanai czuł się zdradzony i zwątpił w jaką kolwiek miłość na tym świecie. Chciał własnoręcznie zabić Jirayę, ale dopiero kiedy wydobrzeje. Brat próbował wcisnąć mu kit, że tylko znalazł go w takim stanie, bo ktoś mu przyłoży ł i stracił pmięć. Shanai tylko skinął łbem chcąc udać, że w to wierzy. Słabo kłamie więc i to mu nie wyszło. Jiraya na jego oczach, kiedy tylko się podniusł rozdrapał sobie gardło pazurami zalewając małą jamę, w której przesiadywali masą ciepłej krwi. Shanai może przywoływać demona kiedy zechce, ale tylko jeśli naprawdę jest na siłach i wpełni koncentracji. Sam się nim staje. Jego futro przybiera czarną barwię a oczy zachodzą odcieniem krwi jego brata.
Po długim czasie znalazł watahę, która go przygarnęła. Sam zawalił sprawę zabijając jednego z członków stada. Tamten wywołał w Shanai'u wspomnienie rodziny. Martwego ojca i zdradzieckiego brata. Także wszystko co przezył. Nie wytrzymał tego i zabił swojego psychicznego prześladowcę. Za to został wygnany i nie miał Alfie tego za złe, gdyż w pełni rozumiał co zrobił. Zabił Betę, siostrę Alfy, która nigdy go nie akceptowała. Teraz w wieku 2 lat znalazł najprawdopodobniej najlepszą watahę, jaką mógł znaleźć... Watahę Srebrnej Tarczy.
Rasa: Wilk Mroku
Stanowisko: Wojownik
Herb na tarczy: Czerwony okrąg w górnej części nastroszony sześcioma kolcami, trzema z prawej srony i trzema z lewej. W środku mniejsze koło bez kolców a w tym kole cerwona kropka (przedstawione na zdjęciu)
Pozycja: Omega
Login na howrse: hot girl
Zdjęcia wilka:

Od Rose: O co tu chodzi?

Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi. No ale tak bywa.
-Wyjaśnij mi proszę jaki demon bo nie wiem o co tu chodzi?
-Ścigam demona który zwiał z piekła. -No dobrze to ty go ścigaj a ja ostrzegę watahę.
-To tu jest jakaś wataha?
-Tak a jak myślisz skąd się tu wzięłam ?!
-Aha nie wiedziałem.
-Jak ty się nazywasz?
-Castiel, a ty?
-Ja jestem Rose. A ty czemu wyglądasz jakbyś zawarł pakt z diabłem?
-Co skąd wiesz?!
-Mój kuzyn tak miał.
-Łał.
Potem przybiegł Neon i chciał zabić Castiela ale go powstrzymałam. Zaczął wypytywać o co chodzi wciąż zdenerwowany. Wyjaśniliśmy co się stało i powiedziałam żeby wilczur poszedł z nami. Później tylko zaprowadziłam go do Silvera. On przyjął go do watahy.

Castiel chcesz coś dodać?

środa, 25 grudnia 2013

Od Castiela: Pakt z haczykiem

Leciałem nad ośnieżonym lasem. Nie robiłem przy tym żadnego hałasu (praktyka zawodowa) co odpowiadało mojej obecnej sytuacji. Tropiłem właśnie kolejnego demona. Tym razem to młodzik ale bardzo silny. Kilka dni temu udało mi się go doścignąć i walczyć przez chwilę. Demon mi uciekł ale jest ranny od kilku dni. Nie dość że zostawia za sobą wyraźne ślady to jeszcze niepotrzebnie się męczy. Starsze demony użyłyby lepszej taktyki.
Normalnie nie zgodziłbym się dobijać rannego ale ten akurat młodzik ma już na sumieniu szóstą ucieczkę z piekła i śmierć wielu wilków. Poza tym Mefistofeles i tak by mnie zmusił do tej roboty, jak zresztą zawsze.
"Szlag!"- pomyślałem- "Stał się ostrożniejszy"
Ślady czarnej, pachnącej siarką krwi przestały pojawiać się tak często. Odcisków w śniegu również już nie było. Już miałem wylądować gdy nagle zauwarzyłem plamę... futra!
-Mam cię- powiedziałem sam do siebie zniżając lot.
Zanurkowałem gwałtownie i lecąc tuż nad ziemią złapałem wilka i przyszpiliłem do drzewa. Dopiero teraz zauwarzyłem pomyłkę. Złapałem zwykłą wilczycę.
-Puść mnie!- wilczyca zaczęła się szarpać. Puściłem ją jak prosiła.
-Gdzie on zwiał?- mówiłem sam do siebie rozglądając się dookoła.
-Kto zwiał?! I po co tego kogoś gonisz?!
-Cicho!- syknąłem- Może być blisko...
-Ale kto?
-Demon którego ścigam.
Wilczyca popatrzyła na mnie jak na wariata.

Która wilczyca dokończy?

Od Silvera: Nagroda od bety

-I tylko tyle?- spytałem z niedowierzaniem.
Luna pokiwała głową.
-No i o co tyle zachodu?- zdziwiłem się- Za co miałbym was wyrzucić? Pomogliście Cyndi i Daiki, to nie powód do wstydu.
Luna i Zeke byli trochę zdziwieni tą odpowiedzią.
-No co tak stoicie? Wracać do swoich zajęć!
Wszyscy się rozeszli. Gdy odeszłem trochę na bok zauważyłem jak Cyndi zatrzymuje Zeke'a. Coś do niego powiedziała i pocałowała w czoło. Zeke wydawał się być w siódmym niebie. Cyndi podbiegła do mnie.
-No co?- spytała zauwarzając moje zdziwione spojrzenie.
-Nic nic!
-Ale o co ci chodzi? O to przed chwilą?
-Może...
-Chciałam tylko podziękować Zeke'owi. Szkoda że Daiki na to nie wpadła.
-Zeke chyba cię lubi.
Cyndi popatrzyła na mnie nieokreślonym spojrzeniem.
-Ale jak lubi?- spytała- Jako przyjaciółkę czy raczej...
-Raczej to drugie- odparłem z uśmiechem i poszłem do swojej jaskini.

Od Arashii: Miłość...

-A więc chcesz, abym opowiedziała ci wszystko od początku? -spytałam trochę poważniejszym tonem.
-Tak -odpowiedział.
-W Otchłani pojawiłam się nie jako szczeniak, ale gdy miałam 2 lata.
-Zaraz...Mówiłaś, że w otchłani byłaś długo, a przecież teraz masz 2 lata!
-Tak tyle, że w Otchłani czas nie płynie. Gdyby płynął tam czas miałabym już około 100 lat...Co jest nie możliwe.
-Rozumiem...
-Wracając do historii. Obudziłam się na zimnym, ciemnym podłożu. Nie było to podobne do tego co macie tu...
-Nie było podobne do ziemi tak?
-Tak właśnie do ziemi! Jednak...Nie była to też skała. Sama nie wiem co to było, ale gdy po tym stąpałaś czułeś chłód i strach przed tym, że zaraz się odłamie. Niebo nade mną było czarne i bez końca. Nie raz próbowałam zobaczyć na końcu jakieś światło, ale było to nie możliwe. Pamiętam, że doszłam do jakiegoś zamku...
-Zaraz zamku?! -zapytał nagle całkiem innym tonem.
-No tak... Był tak jak wszystko tam szaro-czarny i wyglądał na stary oraz opuszczony. W końcu tylko ja byłam w tym świecie.
-Musiałaś być na prawdę samotna...Nie miałaś przyjaciół?
-Przecież miałam pacynki!
-A co z miłością?
-Miłość? Nie słyszałam o tym... Co to?
-To takie uczucie. Jeśli kogo kochasz jest dla ciebie kimś więcej niż przyjacielem i czujesz, że nie ma nikogo po za nim. Nazywa się to zakochaniem.
-Zaraz...Ja ci na razie dużo opowiedziałam...To teraz twoja kolej. Byłeś kiedyś zakochany? -zapytałam. Naprawdę to tak zwane uczucie bardzo mnie ciekawiło! Ciekawe jak to jest być...Jak to się mówiło!? Em...Zakochaną! Tak! Ciekawe jak to jest być zakochaną?

Seon odpowiesz na moje pytanie?

Od Seona: Otchłań...

Chciałem tylko porozmawiać.No i coż tego wyszło zobaczyłem tylko upiorną pacynkę...No ale popytam o tą otchłań jestem jej ciekawy...Mam wrażenie że coś mi to mówi...
-Co dokładnie było w tej otchłani? -wydusiłem z siebie w końcu.
-A więc...

Arashia dokończ to proszę

Od Arashii: Jestem inna?

Po spotkaniu z Hënnë wróciłam do swojej jaskini. Wilczyca gdy mnie spotkała była...Wystraszona.
-Na prawdę jestem, aż taka okropna?-powiedziałam sama do siebie-Rzeczywiście...Różnie się wyglądem od innych...I raczej za nikim innym nie lata jak to mówią...Upiorna pacynka-popatrzyłam na pacynkę obok mnie- A no tak...Oni cię nie widzą -westchnęłam -Posłuchaj kim...Lub może czym ja jestem? -spytałam upiornej lalki. Ona pokiwała głową- Czemu nie możesz mi tego powiedzieć!? Ona znów tylko pokiwała głową na boki- Czemu pojawiłam się w Otchłani i skąd się tam wzięłam!? Wiem, że ty to wiesz!
-Nie mogę ci powiedzieć- powiedziała swoim głosem po którym słychać było długie echo.
-Ehh...Super. Nagle do mojej jaskini przyszedł Seon.
-Hej widzę, że się już urządziłaś? -przywitał się.
-Tak! Co o tym sądzisz? -zapytałam.
-Hmm...Trochę tu mrocznie...Ale i tak ładnie -powiedział z uśmiechem.
-No cóż taki mam styl! -roześmiałam się.
-A technicznie wszystko okey? -zapytał.
-Tak na razie nic nie zepsułam -powiedziałam znów śmiejąc się.
-To się cieszę -odpowiedział równie śmiechem.
-Dobra tylko po to przyszedłeś? -zapytałam. Chyba brzmiało to trochę nie uprzejmie. Nagle wilk wystraszył się czegoś?
-Co się stało? -zapytałam.
-Ta...Koło ciebie jest jakaś...Pacynka? Podobna do tej z twojej tarczy, ale na żywo jest bardziej przerażająca.
-Ty ją widzisz? No więc w Otchłani było o wiele więcej takich...I tak nie które były gorsze. Ta jest najbardziej przyjazna.
Wilk popatrzył na mnie z zaciekawieniem

Seon o coś jeszcze chcesz spytać?

wtorek, 24 grudnia 2013

Od Luny: Wielkie dzięki Zeke!!!

Zdziwiła ją nasza odpowiedź, ale nie dyskutowała. Wszyscy zebrali się wokół mnie i Zeke'a.
-No o co chodzi? -spytał Silver -Ledwo dołączyliście i już afera?
-Można tak powiedzieć -przyznałem.
-No dobra zaczynajcie -powiedziała ze znudzeniem Daiki.
-A więc -zaczęłam -gdy tobie i Cyndi proponowano byście zostały partnerkami tamtych gości to...to była nasza wataha.Zeke był tam szpiegiem, ja wojowniczką.Po waszej odmowie razem z innymi wojownikami poszłam was schwytać. Zeke mimo woli opiekunów poszedł z nami. W pewnym momencie zaczepił mnie i powiedział ,,Patrz'', spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam dwie wilczyce biegnące gdzieś w te okolice.Zasugerowałam mu że to pewnie one i już miałam powiedzieć generałowi gdy powstrzymał mnie Zeke. Powiedział że tak nie można. Postanowiliśmy kryć obie wilczyce. Powiadomiliśmy tylko kilku przyjaciół o tym. Zgodzili się by nas osłaniać. By jak najdłużej nikt nie zauwarzył naszej ucieczki.
-Czyli śledziliście nas?! -spytała z czymś w rodzaju wściekłości Daiki.
-Nie chcieli źle -powiedziała Cyndi. Daiki niechętnie się uspokoiła.
-No i dalej można się domyślić. Znacie resztę z tego co mówiliśmy wcześniej.Zrozumiemy jeśli nas wyrzucicie.
Patrzyli na nas tak jakby próbowali przetrawić te informacje. Zeke patrzył na Cyndi ze wstydem, ale gdy to zauwarzyła odwrócił wzrok.

Silver?

Profil wilka Castiela

Imię: Castiel (przez lata dorobił się również słusznego przezwiska "Cień Zguby")
Wiek: 4 lata [nieśmiertelny]
Płeć: basior
Rodzina: Nie pamięta już nikogo ze swojej rodziny
Partner: Nie potrzebuje
Charakter: tajemniczy, sarkastyczny, nie jest wredny jak sądzi wiele wilków, skryty, pomysłowy, chytry, złośliwy, jest realistą, trudno zyskać jego szacunek, nie znosi rozkazów ale wykonuje je co do joty, można mu powierzyć wszystko, jest uczciwy i nienawidzi gdy inni tacy nie są
Historia: To nieprzyjemna opowieść. Jego matka zmarła przy porodzie, siostry i brata zabił niedźwiedź. Ojciec był jego jedynym wsparciem. Gdy Castiel miał pół roku tata zachorował śmiertelnie. Ukrywał to przed synem aby go nie martwić. Gdy młody wilk się o tym dowiedział był wstrząśnięty. Nie podobało mu się że ojciec traktował chorobę tak lekkomyślnie. Tego samego dnia Castiel udał się do lasu. Mimo młodego wieku musiał polować. Trafił tam na jakiegoś dziwnego wilka. Wyglądał normalnie (czarne futro, blizna na oku) ale miał czerwone oczy. Przedstawił się jako Mefistofeles. Powiedział że wie o chorobie ojca i może mu pomóc ale zarządał ceny: duszy młodzieńca. Castiel nie brał na poważnie słów nieznajomego i zgodził się. Mefistofeles wyciągnął zza pasa kontrakt z byczej skóry i poprosił o podpis. Castiel dotknął papieru i poczuł ukłucie w łapę. Na miejsce podpisu spadła kropla jego krwi. "Tyle wystarczy" odpowiedział nieznajomy i zniknął.
Następnego dnia ojciec Castiela był już zdrowy. Młody wilk był tak szczęśliwy że zapomniał o pakcie zawartym z Mefistofelesem. Niestety jeszcze tego samego dnia jego ojciec zginął na polowaniu (upadek z urwiska). Wieczorem Castielowi znów pokazał się Mefistofeles. Castiel wiedział dobrze że to on przyczynił się do śmierci ojca. Teraz już dobrze wiedział kim jest ten dziwak. To był diabeł we własnej osobie. Mefistofeles ostrzegł Castiela że wróci po jego duszę gdy dorośnie i znowu rozpłynął się.
Castiel normalnie dożył wieku 2 lat. O diable nie zapomniał. Zasypiał ze świadomością że zaprzedał duszę piekłu. W końcu nocą obudził go odgłos kroków. Mefistofeles w końcu się pokazał.
-Czas spłacić dług- rzekł.
-Już myślałem że nie przyjdziesz- odparł sarkastycznie Castiel- Zabierz mnie do tego piekła i znikaj!
-W piekle na nic mi się nie przydasz- diabeł zmienił ton- Zabiorę twoją duszę ale ty tutaj zostaniesz. Będziesz dla mnie pracował. Twoim zadaniem jest łapać demony które uciekły przed karą i unicestwiać je. To samo z wilkami które oszukują śmierć. Gdy uznam że wszystkie już są zniszczone zwrócę ci duszę -tu uśmiechnął się pogardliwe.
Castiel został więc sługą diabła. Na każde skinienie Mefistofelesa z narażeniem życia walczył z demonami i sprowadzał do piekła winne wilki. Będzie tak aż spłaci dług, co jest niemożliwe.
Rasa: Wilk Mroku
Stanowisko: Szpieg
Herb na tarczy: kruk z czerwonymi oczyma
Pozycja: Omega
Login na howrse: Hano-werka-123
Zdjęcia wilka:

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Od Zeke'a: Luna!!!

-Luna!- ucieszyłem się.
-Zeke...he...sorry -powiedziała.
-Soko.
-No dobra dobra znacie się to fajnie ale o co biega? -spytał Silver.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.Wiedziałem o co chodzi. Chciała bym skłamał. Opowiedzieliśmy im historie.
-Czegoś tu mi brakuje -zauważył Silver-Wasze historie się nie zgadzają.
-Bo podróżowaliśmy razem po tym jak odeszłem z watahy ona też do niej należała. I było tak do czasu gdy tajemniczo zniknęła...
-...I miałam zaniki pamięci z tamtego dnia...-dodała.
-Hmmm...dobra -mruknął -Weźcie dwie wolne jaskinie z górnego pierścienia.
Poszliśmy od razu...nagle Silver zatrzymał nas i zagadnął:
-Skąd macie tarcze?
-Ja dostałem od ojca nim go rozszarpali -powiedziałem.
-A ja znalazłam.
-Nie pasuje do ciebie...
-Wiem.....
Szybko sie pożegnali$my bo wiele spraw.Gdy dotarliśmy i rozpakowaliśmy się rzekła:
-No przyznaj się jak długo siedziałeś w krzakach?
-Tych krótko, ale znalazłem je już dawno.
-Kiedy?
-Kiedy Silver rozpalił ognisko zamierzałem się przyłączyć ale wtedy przyszły.
-A...czemu tak długo czekałeś?
-Zamierzałem dołączyć jutro.
-To nie odpowiedź.
-Wiem...
-A!!! No jasne!!! Wpadła ci w oko tak?!-roześmiała się.
-Cicho.
Znowu wybuchła śmiechem.
-No dobra a teraz na poważnie-powiedziała ocierajac łzy -Myślę że niedługo nas znajdą.
-Jak?!-zdziwiłem się -Nie puściłby pary.
-Własnowolnie nie, ale jestem pewna że zrobią tak jak ostatnio w takiej sytuacji.Zeke! Oni będą torturować naszych przyjaciół aż któryś piśnie!
-Masz racje...Jedno jest pewne...trzeba im powiedzieć.
-Lepiej nie...
-Trzeba! Chcesz ich okłamywać?!
-Lepiej ich zmylmy, odciagnijmy od watahy!!!
-Ech...- zastanawiałem się chwile -Nie-pokręciłem głową -Powiemy im. Dziś lub jutro, potem może być za puźno.
-O czym gadacie? -spytała nas Cyndi wychodząc zza drzewa. Patrzyłem na Lunę przez chwilę. Pokiwała głową. Ja pokręciłem. Przez chwilę niemo się sprzeczaliśmy.
-No dobra...-westchnęła -Ale najpierw niech inni się zbiorą bo nie chcę powtarzać dwa razy.

Luna...Teraz czas byś nas oboje wyspowiadała...

Od Blade'a: Zaginiona miłość

Gdy razem z watahą uciekliśmy byłem załamany. Ja...Ja mogłem ich ocalić, jednak tego nie zrobiłem! Nie ważne czy inni przeżyli i nie ważne ile wilków zginęło, nie powinien zginąć ani jeden wilk! Ja powinienem tego dopilnować.
Minęło parę dni i poczułem, że muszę opuścić watahę. Coś nagle drgnęło mi w sercu. To...To była Hënnë! Ona...Ona na pewno żyła! Pożegnałem się z całą watahą i ruszyłem w drogę. Po paru dniach zobaczyłem pewną białą wilczyce. Z początku myślałem, że to Hënnë jednak nie miała ona skrzydeł. Nagle obróciła się i zauważyła, że ją obserwuje.
-Kim jesteś? -zapytała.
-Ja nazywam się Blade, a ty?
-Mam na imię Cyndi. Co robisz na terenach naszej watahy?
-To tu znajduje się jakaś wataha?
-Tak. Wataha Srebrnej Tarczy.
-Naprawdę nie wiedziałem i nie chciałem wstąpić na wasze tereny.
-Więc czemu podróżujesz?
-Szukam pewnej wilczycy. Ma na imię Hënnë.
-Hënnë? Czy ma białe futro i skrzydła?
-Tak! Widziałaś ją?!
-Co więcej należy do naszej watahy i wiem gdzie teraz się znajduje chodź za mną! -powiedziała i poszliśmy w kierunku jaskiń. Gdy dotarliśmy na miejsce nie wierzyłem...To na prawdę była ona!
-Hënnë!-krzyknąłem i do niej podbiegłem. Wilczyca popatrzyła na mnie jakby widziała ducha.

Hënnë pamiętasz mnie?

niedziela, 22 grudnia 2013

Od Rose: Polowania

Tak mnie jak zwykle ciągnie na łowy. Poszłam do Silvera i spytałam czy mogę uzupełnić zapasy żywności. Zgodził się więc wyruszyłam na pola Heliosa by nałapać trochę zajęców i tym podobnych.Jednak łapałam tylko te wielkie nie wiem czemu. Wzięłam je i poszłam do lasu Oriona by złapać coś większego. Chciałam to miałam znalazłam jelenia i dwie łanie. Odciągnęłam łanię od jelenia i chyba wiadomo co. Wzięłam ją na plecy razem z resztą. Nie wiem jak to udźwignęłam, ale gdy byłam na nizinach Neon mi pomógł. Donieśliśmy wszystko bez problemu więc przez dłuższy czas nie trzeba się tym martwić.

Profil wilka Blade'a

Imię: Blade
Wiek: 5 lat
Płeć: basior
Rodzina: Miał 2 szczenięta jednak zginęły.
Partner: Próbuje odnaleźć pewną wilczycę, choć wszyscy mówią, że zginęła
Charakter: miły, poważny, mądry, odważny, bohaterski. Ma jednak jedną wadę gdy coś się komuś stanie zawsze wmawia sobie, że to jego wina i mógł coś zrobić.
Historia: Żyłem spokojnie w watasze razem z moją partnerką i dwójką szczeniąt. Prowadziliśmy razem spokojne i wesołe życie, ale do pewnego czasu... Nadszedł sezon polowań. Była akurat burza, przez deszcz było trudniej cokolwiek zobaczyć. Wykorzystali to kłusownicy. Napadli na naszą watahę, nikt nie wiedział co robić! Walczyłem ile tylko mogłem. Zauważyłem, że moja partnerka leży na samym środku. Z początku nie wiedziałem czy żyje, ale po chwili ujrzałem, iż się ruszyła. Szybko po nią pobiegłem i odciągnąłem ją na bok. Obiecywałem jej, że wszystko będzie dobrze jednak nie dałem rady. Zginęły nasze szczenięta. Byłem w szoku, gdy nagle usłyszałem kolejny strzał tuż koło mnie. On trafił w... Moją Hënnë. Nie mogłem uwierzyć. Ona się nie ruszała...Alfa watahy kazał uciekać jednak ja chciałem tam zostać. Wtedy inni odciągnęli mnie od tamtego miejsca. Teraz wyruszyłem by odnaleźć Hënnë. Wszyscy mówią, że zginęła, ale ja w to nie wierzę...Była silna na pewno przeżyła. Moja droga zaprowadziła mnie tu, gdzie wpadłem na wilczycę o imieniu Cyndi.
Rasa: Wilk elektryczności
Stanowisko: Łowca
Herb na tarczy: Dwa skrzyżowane miecze ociekające niebieską krwią.
Pozycja: Omega
Login na howrse: Trey9511
Zdjęcia wilka: